Kierowcy znają to aż za dobrze. Polskie drogi roją się od znaków, często poustawianych bez ładu i składu w niewielkiej odległości od siebie. Tymczasem poseł Andrzej Kobylarz z Kukiz’15 chce by znaków było… jeszcze więcej. Złożył w tej sprawie interpelację do ministra Adamczyka, odpowiedzialnego m.in. za infrastrukturę. Argumentacja posła jest dość typowa, chodzi mu oczywiście o bezpieczeństwo. Ale czy na pewno dodatkowe znaki je poprawią?
Z całą pewnością pomysł wygeneruje kolejne olbrzymie koszty w systemie utrzymania dróg. Ustawienie znaku jest objęte procedurami i wymaganiami, które są po prostu drogie. Dokumentacja, ustawienie znaku, jego utrzymanie, wymiana jeśli się zniszczy – na to wszystko trzeba dużych pieniędzy. Miłośnicy teorii spiskowych wierzą święcie, że to jest właśnie powód, dla którego w Polsce jest taki nadmiar oznakowania i ktoś sobie na tych znakach robi świetny biznes.
Naszym zdaniem pomysł posła Kobylarza jest absurdalny a rzekomo antysystemowa partia się w ten sposób ośmiesza. Bezpieczeństwa nie zmienia się tabliczkami czy kolejnymi przepisami. Tych mamy już aż nadto. Potrzeba raczej działania odwrotnego, uproszczenia przepisów i zmniejszenia ogromnej ilości znaków zbędnych. A poprawa bezpieczeństwa na drogach lokalnych wynikać będzie z przeniesienia z nich ruchu tranzytowego.
Ale my już wiemy jak poseł wpadł na ten pomysł…