Skandaliczne zachowanie prokuratora stanu wojennego w czasie obrad Komisji Sprawiedliwości. Zamachu na sądy ciąg dalszy. 

Jakim człowiekiem trzeba być, żeby pracować jako prokurator w stanie wojennym i oskarżać opozycję, a potem wstąpić do PiS? Tymczasem taka jest właśnie kariera Stanisława Piotrowicza, posła ugrupowania rządzącego. Nic więc dziwnego, że w czasie wczorajszych nocnych obrad Komisji Sprawiedliwości doszło do gorszących scen. Ignorowanie wniosków opozycji, łamanie procedur, a momentami też zwykła ludzka złośliwość, tak wyglądał obraz prac nad ustawą, która oddaje władze nad sądami w ręce jednej partii, przekreślając tym samym zasadę trójpodziału władzy w Polsce. 

W naszej ocenie ta sprawa skupia jak w soczewce najważniejsze problemy, które PiS wprowadza do polskiego życia politycznego. Z jednej strony jest to totalitaryzm, ale więc kompletne zamknięcie na głosy krytyczne i odrzucanie możliwości istnienia innych poglądów niż partii rządzącej, z drugiej strony zaś zwykłe chamstwo i destrukcyjne emocje. Niezależnie od oceny prawnej działań PiS warto podkreślić, że wśród tej papierowej zamieci, generowanej w Sejmie, ta ustawa będzie miała negatywne konsekwencje dla wszystkich nas, mieszkańców tego kraju. Od momentu, gdy to złe prawo weszłoby w życie, kończy się w Polsce sprawiedliwość a zaczyna dyktatura, bo politycy będą mieli wpływ na to, jakie wyroki będą wydawane. 
Pewnego rodzaju chichotem historii jest to, że zmiany, które niszczą niezależność sądów wprowadza komunistyczny prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz. Na wczorajszej komisji był wspierany, a może raczej kontrolowany, przez innego posła PiS, Marka Suskiego, który zdawał się wywierać fizyczną presję na komisję i krążył niczym cień wokół stołu prezydialnego. 
W całej tej sprawie smutna jest też bierność posłów ugrupowania Kukiza, którzy mając okazję do merytorycznej krytyki i powstrzymania złych zmian, byli raczej bierni i wycofani.