PiS przegrywa walkę o sieć

Facebook, Twitter, Snapchat i Instagram – tam zdaniem socjologów przegrał PiS. O tym, że coś grozi Sądowi Najwyższemu młodzi ludzie dowiedzieli się z sieci. Tam otrzymali wsparcie celebrytów i stamtąd dotarły do nich wpisy polityków partii rządzącej, które utwierdziły ich w przekonaniu, że czas zaprotestować na ulicach.

O sprawie napisała Rzeczpospolita w dodatku “Plus Minus” podkreślając, że gdy w poniedziałek 24 lipca prezydent Andrzej Duda ogłosił, że zawetuje dwie ustawy: o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa liczył na uspokojenie emocji społecznych. Tak się stało, bo choć wieczorem przed Pałacem Prezydenckim zgromadził się tłum, atmosfera bardziej przypominała piknik niż protest.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Politolog dr hab. Rafał Chwedoruk z UW w rozmowie z Rzeczpospolitą porównał protesty przed pałacem z tymi, które odbyły się w 2012 przeciw przystąpieniu przez Polskę do ACTA, czyli umowy handlowej dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrabianymi.

Wtedy młodzież demonstrowała w obronie wolnego internetu. Choć Sąd Najwyższy jest dla młodego pokolenia równie odległy jak Trybunał Konstytucyjny to jednak wzięli udział w protestach. Socjolog internetu dr Dominik Batorski z UW twierdzi, że wpływ na to miał błyskawiczny tryb procedowania ustaw w Sejmie, który trochę przypominał owiane mgłą tajemnicy negocjacje w sprawie ACTA. Do młodych ludzi prawdopodobnie dotarł też argument o możliwym fałszowaniu wyników wyborów, o których ważności rozstrzyga Sąd Najwyższy. Poza tym protesty dotyczyły też sądów powszechnych.

Jest jeszcze kolejna grupa powodów, która zachęciła młodych ludzi do demonstracji. Trzeba szukać ich w świecie wirtualnym. Paradoksalnie do protestów przyciągnęły słowa, które w nocy z 18 na 19 lipca Jarosław Kaczyński wypowiedział z trybuny sejmowej: „Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego świętej pamięci brata. Niszczyliście go, zamordowaliście go, jesteście kanaliami”.

Z analizy trendów wyszukiwarki Google wynika, że wskutek wystąpienia prezesa PiS w ciągu kilku godzin liczba internautów wyszukujących hasło „Sąd Najwyższy” wzrosła o ponad połowę. Jeszcze lepiej było to widać w mediach społecznościowych. Kolejne wypowiedzi polityków partii rządzącej jeszcze bardziej podgrzały atmosferę. Wszystkie teksty o komunistach i esbekach, ubeckich wdowach itd. odniosły odwrotny skutek i stały się motorem internetowej akcji podnoszącej morale młodych protestujących. Urodzeni po i tuż przed 1989 rokiem fotografowali się z kartkami: “ubecka wdowa”, “zdradziecka morda”.

We wzroście aktywności protestujących niemałą rolę odegrał Snapchat, a kolejnym była obecność na protestach popularnych na Instagramie celebrytów, którzy są większymi autorytetami dla młodzieży niż politycy czy naukowcy.

Dodatkowo coraz większą popularność zyskiwały związane z protestami tzw. hashtagi. Jak podaje Rzeczpospolita #3xWETO zyskał zasięg w sieci 5,4 mln odbiorców, #ObrońmyDemokracje – 3,3 mln, #protestPolska – 4,4 mln, a #ChcemyWETA – 1 mln osób.

Partia rządząca próbowała odpowiedzieć hashtagiem #AstroTurfing, nawiązującym do marki popularnej w Stanach Zjednoczonych sztucznej trawy. Pod tym terminem kryje się organizowanie protestów w taki sposób, by wyglądały na spontaniczne. Zdaniem wyborców PiS takie właśnie były protesty w sprawie sądownictwa. Hashtag #AstroTurfing szybko zyskał ponadmilionowy zasięg, ale amerykańscy eksperci przebadali tysiące kont na Twitterze i wszystkie tweety, które 22 i 23 lipca wspominały o astroturfingu w Polsce i zauważyli, że jedna trzecia wszystkich wiadomości opatrzonych takim hashtagiem została opublikowana przez zaledwie 50 użytkowników. Ponieważ taka częstotliwość wpisów jest niemożliwa do osiągnięcia przez człowieka stąd wniosek, że za upowszechnianie terminu astroturfing częściowo odpowiadały automaty.

Oskarżanie demonstrantów o działanie z odgórnej inspiracji Dominik Batorski uważa za błąd, bo taka retoryka mogła trafić do zwolenników partii rządzącej, ale jednocześnie była mobilizująca dla protestujących.

Zdaniem części badaczy po demonstracjach w obronie sądownictwa polska polityka nie będzie już taka sama. – To początek końca przeprowadzania głębokich zmian opakowanych w zmanipulowane argumenty. Nikt już nie uwierzy, że ustawy przyjmuje się po nocach albo w okresie świątecznym z powodu przypadku. Młodzi ludzie będą bardziej czujni. Nerwy z wielu protestujących jeszcze nie zeszły – powiedział Rzeczpospolitej dr Konrad Maj.

Źródło: Rzeczpospolita