Żołnierz AK pisze do prezydenta. Dość bezmyślnej gloryfikacji żołnierzy wyklętych

“Jako żołnierz Kedywu Armii Krajowej i organizacji NIE mam prawo i obowiązek wypowiedzieć się stanowczo przeciwko kultowi “żołnierzy wyklętych”. Tworzy się alternatywną historię, która jest zwyczajnym kłamstwem” – napisał w liście otwartym do prezydenta Andrzeja Dudy Stanisław Aronson, ocalały z Holocaustu, żołnierz AK, ps. „Rysiek”, ranny w Powstaniu Warszawskim, członek organizacji NIE, dwukrotny kawaler Krzyża Walecznych, w 2007 r. odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Polonia Restituta.

“Piszę te słowa ze szczerą troską o losy wielkiej tradycji Państwa Podziemnego i Armii Krajowej. Wspominam z wdzięcznością Lecha Kaczyńskiego, który będąc prezydentem Warszawy, uwiecznił tę tradycję budową Muzeum Powstania Warszawskiego i kontynuował umacnianie tej pamięci jako Prezydent RP. Słusznie czynił to z myślą o patriotycznej edukacji młodych pokoleń. Edukacji, która przekaże wiedzę o źródłach patriotyzmu, obowiązku obywatelskiego i poczucia wspólnej odpowiedzialności za los Ojczyzny – napisał Aronson w liście, którego pełną treść przytacza Gazeta Wyborcza.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Stanisław Aronson to polski Żyd z AK i WiN, który został wyklęty przez polski rząd. Teraz w liście pisze m.in., że:

“Tworzy się mity: „żołnierzy wyklętych”, „drugiego podziemia”, „nowych bohaterów”. Buduje się nową historię, opierając ją na wielkim kłamstwie.
Opowiada się bzdury, takie jak w wykonaniu szefa MON do dzieci w przedszkolu: „za tę zupę, którą jecie, podziękujcie »wyklętym” – bez ich wysiłku nic by nie było”.
Budowa mitu „żołnierzy wyklętych” stała się możliwa dopiero teraz, kiedy odchodzi już pokolenie Armii Krajowej i Państwa Podziemnego. Kiedy już nie ma prawie nikogo, kto mógłby głośno zaprotestować i zaprzeczyć tej alternatywnej historii, temu upowszechnianiu alternatywnych „faktów”.
Takim np., że było to prawdziwe wojsko, na dodatek kierowane rzekomo z Londynu. Bzdury o londyńskim kierownictwie mają nadać tej fałszywej konstrukcji tak bardzo poszukiwany prestiż. Że świadomie przez czas pewien budowane pod jednolitym dowództwem organizacje, takie jak NIE czy WiN, to są prawdziwi „wyklęci”. I wrzuca się ich do tego samego worka razem z NSZ niewcielonymi do AK, a na dodatek przyłącza się ONR z jego obrzydliwą tradycją. Włącza się do tego wymyślonego zbioru bardzo różne jednostki, organizacje i oddziały, działające lokalnie, w osamotnieniu, bez dowództwa, bez myśli strategicznej i bez taktyki. To nie było żadne wojsko.”

Aronson zwraca uwagę też na liczebność i pisze: “Jeśliby „wyklętych” miało być tak wielu, jak teraz się opowiada, to bezpieka nie miałaby dużej roboty: chłopi sami broniliby swojego dobytku, bo nikt nie byłby w stanie za darmo wykarmić 100-200 tys. gąb.”

I podkreśla, że w swoim “własnym akowskim środowisku byłych żołnierzy Kedywu zgrupowania Radosława, Zośki, Parasola nigdy nie słyszałem o nikim, kto by należał do „wyklętych”.
Będąc byłym żołnierzem Grupy Andrzeja – Tajnej Organizacji Wojskowej, Kedywu Kolegium A okręgu Warszawa, zaprzysiężonym do organizacji NIE (a więc kwalifikuję się jako „wyklęty”) i podporucznikiem II Korpusu do sierpnia 1947 roku, mam prawo i obowiązek wypowiedzieć się stanowczo przeciwko kultowi „żołnierzy wyklętych”. Tworzy się fikcję ze szkodą dla wspaniałej tradycji Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej.
Niestety, moje wypowiedzi i opinie są negatywnie przyjmowane przez dzisiejsze władze, które tworzą użyteczne dla siebie mity, uciekają od prawdy i od wolnego słowa. Prawda staje się niewygodna, bo zaprzecza polityce władzy i twórców alternatywnych faktów. Zapominają oni, że alternatywna historia to zwyczajne kłamstwo.
Nie miałem okazji poznać Pana Prezydenta podczas Jego wizyty w Izraelu. Zostałem wykluczony ze wszystkich uroczystości związanych z Pańską wizytą. Od wielu, wielu lat byłem w Izraelu nieoficjalnym ambasadorem Polski Podziemnej. Pewnie teraz zostałem odwołany! Tyle że ci, którzy o tym postanowili, nie mają do tego najmniejszego prawa.
Mam nadzieję, że przyjmie Pan, Panie Prezydencie, przychylnie moje słowa. Są wyrazem troski o bezcenną tradycję Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego, której tak wiele wysiłku poświęcił Prezydent Lech Kaczyński, na którego dziedzictwo Pan się powołuje.” – zakończył swój list Aronson.

Źródło: Gazeta Wyborcza