Tłumacząc, że są konieczne oszczędności w zarządzaniu, PiS przejął władzę w zachodniopomorskim Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. A wojewoda od razu dał nowym członkom rady nadzorczej dwukrotną podwyżkę.
“To robienie z ludzi idiotów, głupków” – powiedział marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz, ujawniając w poniedziałek, co się dzieje we władzach WFOŚiGW.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Fundusze pozostały własnością wojewódzkich samorządów, tyle że znowelizowane przez PiS prawo wodne określa, że radę nadzorczą (a w konsekwencji zarząd) wybiera obecnie wojewoda. Marszałkowie województw porównywali to do sytuacji, w której ktoś wchodzi do naszego mieszkania i decyduje, kto ma w nim mieszkać i jak mają być umeblowane pokoje.
Oficjalnym powodem tych zmian przedstawianych przez PiS były “oszczędności”. Liczba członków miała się zmniejszyć z siedmiu do pięciu w każdym z wojewódzkich funduszy. Zmniejszono im też wynagrodzenie. Dla rady nadzorczej liczącej wówczas siedem osób miesięczny budżet wynagrodzeń został zmniejszony z 14,6 tys. zł (około dwa tysiące złotych na głowę) do 7,3 tys. zł (około tysiąca złotych na jednego członka rady).
Teraz PiS zdominował radę nadzorczą swoimi ludźmi. W piątek zaś wojewoda zdecydował o tym, że ich wynagrodzenie wzrośnie ponaddwukrotnie. Miesięczny budżet na pensje zostanie zwiększony aż do 16,7 tys. zł. Jest to zatem więcej, niż kiedyś oferował marszałek. Co istotne, posady w radzie stają się bardziej intratne, bo budżet jest większy, ale członów rady o dwóch mniej niż kiedyś. Teraz miesięcznie członek rady dostanie średnio 3,5 tys. zł. To wszystko za mniej więcej jedno posiedzenie w miesiącu.
“Powiedzieć hipokryzja to nic nie powiedzieć” – komentował tę decyzję wojewody marszałek Geblewicz.
A potem PiS się dziwi, że opozycja nazywa ich nie “dobrą zmianą” a “dojną zmianą”?
Źródło: Gazeta Wyborcza