Bezprawie w Senacie. Kluczowe głosowanie nieważne

Senat zdecydował, że podwyżka składek na ZUS dla najlepiej zarabiających wejdzie w życie 1 stycznia 2019 r., a nie jak chciał Sejm z początkiem 2018 r. Problem w tym, że głosowanie w Senacie było nieważne. Jak donosi gazeta.pl potwierdzenie widnieje na stronach… Sejmu.

W czasie 51 posiedzenia, 7 grudnia, Senat głosował nad poprawkami do przyjętej wcześniej przez Sejm nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń. 24 listopada Sejm przychylił się do rządowego pomysłu, by z początkiem 2018 r. znieść ograniczenie, które wyłącza pobór składek na ZUS od części wysokich pensji. Dziś składki na ZUS płacimy od wynagrodzeń do poziomu trzydziestokrotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej na dany rok kalendarzowy. Tak ustalona kwota daje w 2017 r. sumę 127890 zł. To limit roczny, brutto. To, co zarobimy do tej kwoty, jest obłożone składkami na ZUS. To, co powyżej, już nie. Rząd liczył, że zniesienie ograniczenia poboru składek obejmie 350 tys. osób z wysokimi dochodami i już w 2018 r. przyniesie kasie państwa dodatkowe 5,24 mld zł.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Ale potem rząd się zawahał. Bo czasu na zmiany w systemach informatycznych firm i ZUS zostało bardzo mało. Bo wyższe składki to większe koszty dla pracodawców i straty dla pracowników. Bo wyższe składki to konieczność wypłaty w przyszłości znacznie wyższych emerytur. W Senacie, który rozpatrywał ustawę uchwalona przez Sejm, przeszła więc poprawka odsuwająca o rok likwidację ograniczenia poboru składek na ZUS.

Tymczasem już po przyjęciu poprawki odsuwającej termin odcięcia o rok i po głosowaniu nad całością ustawy, okazało się, że wzięło w nim udział 48 ze 100 senatorów. To za mało. Po krótkiej przerwie prowadząca obrady wicemarszałek Maria Koc (PiS), odwołując się do zapisanej w regulaminie Senatu zasady, że „Senat podejmuje decyzje zwykłą większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów”, zarządziła liczenie obecnych na sali w trakcie głosowania. Po sprawdzeniu nagrania z głosowania okazało się, że na sali było 73 senatorów, z tym, że część nie głosowała. Zdaniem marszałek Koc, to oznacza jednak, że głosowanie było ważne.

Zgodnie z Konstytucją „Sejm uchwala ustawy zwykłą większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów”. Ta sama zasada stosowana jest w odniesieniu do Senatu.

Na stronie Wszechnicy Sejmowej, czyli witryny edukacyjnej Kancelarii Sejmu napisano, że aby Sejm mógł skutecznie podejmować decyzje w głosowaniu, konieczna jest obecność określonej liczby posłów na sali posiedzeń. „Warunek ten nosi nazwę kworum, a co do zasady oznacza, że na sali musi znajdować się przynajmniej połowa ogólnej liczby posłów, tzn. 230” – tłumaczy Wszechnica i dodaje: „Do kworum nie są wliczani posłowie, którzy będąc na sali nie podjęli żadnej decyzji (nie zagłosowali ani „za”, ani „przeciw” ani „wstrzymuję się”) – nie pozostawia wątpliwości Wszechnica.

 

PiS nie przejął się zarzutami nieważności głosowania. Senat, w którym partia Jarosława Kaczyńskiego dysponuje większością głosów, odesłał ustawę do Sejmu. Ten 15 grudnia poparł poprawki Senatu.

„W związku z tym klub Nowoczesna złożył zawiadomienie do prokuratury o tym, że jest podejrzenie popełnienia przestępstwa przez panią marszałek Koc, która nadużyła swoich uprawnień, dopuszczając do przegłosowania i przyjęcia tej poprawki przy 48 osobach głosujących, bez uzyskania kworum” – apelował do marszałka Sejmu o przerwanie prac nad nowelizacją poseł Jerzy Meysztowicz z Nowoczesnej.

Marszałek Marek Kuchciński prac nie przerwał, a w głosowaniu Sejm jednogłośnie poparł poprawki Senatu.

Teraz ustawa leży na biurku prezydenta, który na decyzję, czy ją podpisać, ma 21 dni.

 

Źródło: Gazeta.pl