Kompromitacja prokuratury? Wypytuje świadków wypadku Szydło o… dzieciństwo

Od wypadku z udziałem kolumny premier Beaty Szydło mija prawie rok i nadal nie ustalono winnego. Prokuratura, która miała początkowo problemy z dotarciem do bezpośrednich świadków zdarzenia potem przesłuchiwała ich wielokrotnie. jak ustalił TVN śledczych interesowało nie tylko to, co widzieli i słyszeli, ale także ich przeszłość i relacje rodzinne.

Jak pokazał TVN w programie „czarno na białym” niektórych świadków poddano też testom na spostrzegawczość i inteligencję.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


10 lutego, kiedy limuzyna z premier Beatą Szydło uderzyła w Oświęcimiu w drzewo, wszystko według przedstawicieli rządu wydawało się oczywiste. „Kolumna poruszała się zgodnie z przepisami, zgodnie z procedurami, około 50 kilometrów na godzinę” – powiedział na konferencji 11 lutego szef MSWiA Mariusz Błaszczak.

Mimo widocznych uszkodzeń pancernego audi oficjalna wersja wydarzeń głosiła, że Biuro Ochrony Rządu nie popełniło błędu, a sprawcą wypadku jest młody kierowca fiata seicento. Wypadek premier Szydło.

Dwa tygodnie po wypadku w Oświęcimiu reporterzy TVN24 dotarli do świadków zdarzenia, którzy twierdzili, że „Były włączone tylko „koguty”. Nie było żadnych sygnałów dźwiękowych”. Dziesięć miesięcy później reporterzy ponownie spotkali się ze świadkami, których w międzyczasie przesłuchała prokuratura. Jeden z mężczyzn, który był świadkiem wypadku zapewnia, że nie chciałby się ponownie znaleźć w tej samej sytuacji i w tym samym miejscu. „Ciąganie po prokuraturach, gdzieś tam po psychologach” – żalił się wyznając, że prokurator wypytywała się go o „przeszłość, o to z jakiej rodziny pochodzę”.

Być może chodziło o sprawdzenie, czy alkohol nie uszkodził im mózgów, bo prawie wszyscy bezpośredni świadkowie wypadku to niepijący alkoholicy, którzy zerwali z nałogiem co najmniej pół roku przed wypadkiem. Po prostu chodzili na terapię do budynku, który znajduje się około 30-40 metrów od miejsca zdarzenia. Kiedy nadjechała kolumna rządowa, stali w głębi ulicy Orzeszkowej, w którą próbował skręcić kierowca fiata seicento.

Prokuratura postanowiła, że przesłucha mężczyzn w obecności psychologa. Niektórych przesłuchała kilka razy, innym zleciła specjalne testy.

Zapytana o te przesłuchania prokuratura odpisała: „Świadków, rekrutujących się spośród uczestników terapii przeciwalkoholowej, przesłuchano w warunkach art. 192 paragraf 2 kodeksu postępowania karnego, albowiem zaistniała uzasadniona wątpliwość co do ich stanu psychicznego, zdolności postrzegania oraz odtwarzania spostrzeżeń.” Odnosząc się do pytania o powód wielokrotnego przesłuchania świadków, śledczy napisali: „Pojawienie się nowych okoliczności w trakcie prowadzonego postępowania przygotowawczego, bądź konieczność doprecyzowania kwestii co do których strony składały już zeznania, powoduje konieczność ich kolejnego przesłuchania.”

Przed końcem roku do prokuratury trafiła w końcu ekspertyza biegłych z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. Jej treść jest tajna. Śledczy czekają jeszcze na opinię ekspertów z Niemiec, którzy próbują odczytać dane z jednego z rejestratorów, umieszczonych w limuzynie premier Szydło.

A cała Polska czeka na sprawiedliwy wyrok i zastanawia się, jak sąd potraktuje zeznania świadków, którzy zgodnie twierdzą, że kolumna BOR nie używała sygnałów dźwiękowych.

Źródło: TVN24