Prokuratura nagina fakty w sprawie wypadku Szydło?

Aby wybielić rządową ochronę, prokuratura naciągnęła fakty o wypadku premier w Oświęcimiu – informuje Rzeczpospolita.

“Na podwójnej ciągłej, przekraczając dopuszczalną prędkość i bez sygnałów dźwiękowych” – tak rządowa kolumna wioząca premier Beatę Szydło poruszała się po Oświęcimiu 10 lutego 2017 r. tuż przed wypadkiem. To ustalenia śledztwa, jakie przez ponad rok toczyło się w Prokuraturze Okręgowej w Krakowie. Teraz wnioski są sprzeczne. Wszystko po to, by przypisać winę Sebastianowi K.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Prokuratura uznała, że kierujący seicento Sebastian K. nie zachował należytej ostrożności, skręcając w lewo na skrzyżowaniu w Oświęcimiu, czym nieumyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, i doprowadził do wypadku. Śledczy chcieli, by K. przyznał się do winy bez procesu – w kwietniu skierowali wniosek o warunkowe umorzenie sprawy przeciwko K. Ten jednak odmówił, bo nie poczuwa się do winy.

Zebrane w śledztwie materiały, jakie poznała „Rzeczpospolita”, pokazują jednak, że prokuratura mocno nagięła fakty, by wybronić z zarzutów rządową ochronę pani premier – wnioski, które postawiła, wzajemnie się wykluczają. Wersja funkcjonariuszy BOR, którzy zgodnie twierdzili, że mieli włączone sygnały świetlne i dźwiękowe, nie została potwierdzona w postępowaniu.

Więcej: Rzeczpospolita