Minister Jadwiga Emilewicz powiedziała w jednym z wywiadów, że dla niej cała ta ogromna afera KNF to po prostu wypadek przy pracy. Niewiele osób zwróciło jednak uwagę, że pod tym stwierdzeniem może kryć się coś znacznie więcej. Gdyby dosłownie rozumieć stwierdzenie minister, można by bowiem dojść do wniosku, że takie rzeczy w rządzie są na porządku dziennym a tylko w przypadku tej jednej rozmowy coś się nagrało i wyszło na jaw.
Minister Emilewicz uważa zachowanie szefa KNF tylko za „wypadek przy prac”. A. Glapiński wystawia szefowi KNF najlepsze świadectwo moralności. Poseł PiS, który złożył poprawkę ws. przejmowania banków za złotówkę nie wie, dlaczego ją zgłosił. Niezachwiana wiara w „ciemny lud”.
— Jacek Nizinkiewicz (@JNizinkiewicz) November 17, 2018
Słowa minister Emilewicz to mogą stanowić świadectwo pewnego rodzaju prymitywnego stan umysłowego przedstawicieli władzy. Sprawa jest wyjątkowo poważna, ponieważ mamy do czynienia z sytuacją, w której – w pewnym uproszczeniu – prezes bankowej policji, bardzo wysoki urzędnik, którego powiązania w jakiś sposób sięgają premiera, szefa NBP a nawet prezydenta, wymusza na właścicielu banku ogromną łapówkę. Być może więc to nie tylko przekaz partyjny ale także mechanizm wyparcia.
Minister musi mieć świadomość jak poważnego kalibru jest to temat. Taśmy Morawieckiego, które same w sobie mogą doprowadzić do upadku rządu, bezczynność w sprawie dieselgate a teraz jeszcze łapówka. PiS miał walczyć z rzekomymi układami. Teraz okazuje się, że to za tego rządu mamy gigantyczny układ.
Jeśli sprawa KNF jest wypadkiem przy pracy, to dla PiS jeszcze gorzej.