Afera nieruchomościowa Morawieckiego: kupił działkę od kościoła za 700 tysięcy, dzisiaj jest warta 70 mln złotych. 

Dzisiejszy poranek nie jest chyba najlepszy dla Mateusza Morawieckiego. Sensacyjny artykuł Gazety Wyborczej ujawnia, jak w 2002 roku kupił od kościoła atrakcyjne nieruchomości we Wrocławiu, prawdopodobnie znacznie poniżej ich realnej wartości. Zakupione za 700 tysięcy 15 hektarów terenu jest dziś warte 70 milionów złotych. W tej sprawie jest jeszcze wiele pytań, bo gruntów nie ma w oświadczeniu majątkowym premiera a w ich sprawie małżonkowie Morawieccy podawali sprzeczne informacje. 

„O możliwości nabycia działek na Oporowie od Kurii Metropolitarnej dowiedziałem się od księdza kardynała Henryka Gulbinowicza” – zeznał Morawiecki w prokuraturze. Natomiast po pytaniach dziennikarzy Kancelaria Premiera odpowiedziała, że „Wiedzę o możliwości zakupu działki pani Iwona Morawiecka pozyskała m.in. od znajomego, który zajmował się pośrednictwem w sprzedaży nieruchomości.” Mamy tu więc poważne rozbieżności. 

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Dziennikarze zastanawiają się też, czy przy zakupie tak atrakcyjnych działek Morawiecki korzystał ze znajomości z hierarchami kościelnymi oraz wiedzy, którą miał jako radny AWS sejmiku wojewódzkiego. Cała sprawa wpisuje się w schemat elit, które uwłaszczyły się pod hasłami wolnego rynku, jak to często mówił Kaczyński. 

Mamy więc do czynienia z potężną aferą na szczytach władzy. Nic dziwnego, że w mediach prorządowych trwa festiwal wybielania Morawieckiego a sztabowcy na Nowogrodzkiej zastanawiają się co zrobić – innymi słowy czym przykryć aferę premiera. To potężne uderzenie w PiS tuż przed wyborami nadwątli i tak już słabą pozycję tego ugrupowania. 

Ludzie układu władzy najwyraźniej lubią nieruchomości i duże pieniądze. Umiar i skromność, nie ma co. 

źródło: Gazeta Wyborcza