Państwo z kartonu. Okazuje się, że lekcje on-line w Polsce mogą być nielegalne a szkoła może nie mieć ma prawa do niezakwalifikowania ucznia do kolejnej klasy na podstawie takich lekcji. Rozporządzenie ministra ma bowiem istotne luki prawne. Szczegółowo omawia ono obowiązki szkoły i dyrektora, ale pomija kompletnie najbardziej istotną część systemu edukacyjnego – czyli uczniów! Na problem zwrócił uwagę jeden z nauczycieli.
W Polsce nie istnieje prawny obowiązek posiadania internetu, komputera ani smartfona. Co więcej, nauka jest bezpłatna. Nie ma więc możliwości, aby wymagać od rodziców lub dziecka posiadania odpowiedniego urządzenia czy dostępu do sieci. Jego posiadanie jest dobrowolne.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
W Polsce nie ma też gwarancji jakości usług internetowych. Uczeń, podobnie jak nauczyciel, może mieć łącza różnej jakości, które raz działają lepiej, raz gorzej. Pandemia pokazała, że nawet popularne usługi jak Netflix, mogą mieć problemy z zapewnieniem jakości usług. Nauczyciele korzystają z czego popadnie (Discord, Zoom, Skype, Messanger – to tylko niektóre programy i platformy).
W Polsce nie ma też jednolitego systemu zarządzania treściami edukacyjnymi – nauczyciele kopiują z podręczników i ćwiczeń, wysyłają do uczniów skany albo zdjęcia. Ale uczniowie nie mają obowiązku i w większości nie mają drukarek. Drukowanie więc odpada.
To nie jedyne wątpliwości, związane z edukacją on-line. Są choćby kłopoty lokalowe (2-3 dzieci w jednym pokoju, różne lekcje w tym samym czasie, jeden komputer na rodzinę, przemoc domowa, brak warunków do nauki i wiele więcej!) Wygląda więc na to, że Dariusz Piontkowski, minister edukacji ale też szef struktur PiS z Podlasia, kompletnie nie poradził sobie z problemem a rząd nawet nie próbuje pracować nad rozwiązaniem systemowym, które pomogłoby milionom uczniów poradzić sobie z problemami. Co gorsza, zajmuje się polityką, zamiast przyszłością narodu. „I to jest k… dramat” – skomentował sytuację jeden z nauczycieli.
Dawno temu rząd Donalda Tuska miał pomysł, by każde dziecko w Polsce miało laptop edukacyjny. Dwa lata temu ten pomysł wrócił w postaci tabletu edukacyjnego, który zaproponował Władysław Kosiniak-Kamysz. Trzeba było słuchać dobrych pomysłów opozycji – a teraz macie w tym MEN spory problem!
źródło: Facebook