Były kolega Doroty Kani ujawnia jak została dziennikarką. Tak powstawały jej artykuły

Towarzyszka blagierka.

Dorota Kania, od ponad dwóch lat zajmuje się mną w swojej pracy w mediach. Słowo dziennikarstwo nie pasuje do tego typu pracy. Przez ten czas, ani razu nie zadała sobie trudu wysłać mi pytań, aby pozwolić mi zająć stanowisko wobec pomówień, które publikuje. Przypomnę jej więc, że przecież znamy się od lat 90., gdy ochraniałem ją podczas pracy dziennikarskiej – pisze Tomasz Szwejgiert, zastępca redaktora naczelnego portali Wieści24.pl i sluzbyspecjalne.com.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Dorota Kania była wówczas zatrudniona przez Grzegorza Lindenberga (jednego z założycieli i Gazety Wyborczej, wówczas jeszcze nie szukała wszędzie Żydów) w redakcji „Super Expressu”. Pracowała wówczas nad materiałem pt. „czy można legalnie kupować broń na Stadionie Dziesięciolecia”.

Praca ta wyglądała w ten sposób, że jeździłem z nią tramwajami na trasie Dworzec Centralny – Stadion Dziesięciolecia. Niestety w tramwajach nie wpadliśmy na żaden trop. Dlatego Dorota Kania przeniosła działania na sam stadion.

Tam (z narażeniem życia) udaliśmy się na tzw. koronę i nic… Dorota Kania obserwowała jaki towar jest wyeksponowany na ławkach. Niestety, kałasznikowów nie było. A miały być. Podobnie jak makarowy, tetetki, a nawet granaty.

Nie mogłem nic pomóc. W tamtym czasie byłem uzbrojony tylko w P-64 i to nie mój. Właścicielem broni była Komenda Stołeczna Policji.

Wypełniłem jednak zadanie. Nic się Dorocie Kani nie stało. Wytrzymałem wszystkie komentarze znajomych Ormian pt. czy to moja nowa dziewczyna. Rozumiem ich doskonale. Zazdrościli mi, ponieważ Dorota Kania już wtedy była piękną kobietą.

Póżniej miałem przyjemność widywać Dorotę Kanię w redakcji „Życia” Tomasza Wołka, które również ochraniałem.

W tym samym czasie tematem sprzedaży broni na stadionie był zainteresowany Urząd Ochrony Państwa. Szefem ochrony stadionu był mój były przyjaciel Wojtek, były oficer Wojskowej Służby Wewnętrznej, a następnie UOP.

Od Wojtka dowiedziałem się, że to nie II A (popularnie zwane Zarządem Ochrony Ekonomicznych Interesów Państwa, aczkolwiek oficjalna nazwa często się zmieniała) zleciło Dorocie Kani zajęcie się tematem rzekomego handlu bronią na Stadionie. Powoływał się na rozmowy z oficerami UOP: Andrzejem i Januszem. Jego zdaniem mieli za tym stać „Małolaci”, czyli młodzi szefowie służb z naboru po 1989 r.

Teraz mając już tak duże doświadczenie uważam, że Wojtek został profesjonalnie zdezinformowany przez nich. Przecież wszyscy widzą, że oprócz urody Dorota Kania, promieniuje też niezależnością i samodzielnością. I nigdy nie realizowałaby zleceń tajnych służb.

Tomasz Szwejgiert

Tajemnica Doroty Kani