Po doniesieniach medialnych prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie tzw. afery maseczkowej. Ministerstwo Zdrowia miało kupić w Chinach maseczki za, bagatela… 5,5 mln.
Okazuje się, że handlem maseczkami z Ministerstem Zdrowia trudniły się firmy raczej niezwykłe na rynku materiałów farmaceutycznych: pośrednicy nieruchomości, firma doradcza aptekarza z Małopolski wreszcie świeżo zarejestrowana firma żony instruktora narciarskiego.
Reklamy
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
– W postępowaniu będziemy badać, kto odpowiada za wprowadzenie w błąd Ministerstwa Zdrowia, czy to chiński producent przedstawiał sfałszowane certyfikaty, co wiedzieli oferenci i dlaczego w sprzedaży uczestniczył łańcuszek firm. Trzeba przeanalizować także, czy nie pompowano sztucznie ceny np. w ramach zmowy cenowej – mówi dziś mediom jeden ze śledczych zajmujących się sprawą.