Prace nad polskim samochodem elektrycznym prowadzone przez spółkę ElectroMobility Poland pochłonęły już dziesiątki milionów złotych.
Trudno się zresztą temu dziwić, ponieważ stworzenie tagiego auta było (a może jeszcze i jest – nikt tego nie wie) jednym z priorytetów premiera Mateusza Morawieckiego.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Tymczasem lata mijają (spółka powstała w 2016 r.) a samochodu jak nie było tak nie ma.
– Nie wycofujemy się, jesteśmy od strony technologicznej przygotowani, żeby uruchomić produkcję, mamy bardzo udane prototypy, jest pomysł na finansowanie, wiem, jak z udziałem spółek Skarbu Państwa możemy taką fabrykę zbudować i taką produkcję uruchomić – tłumaczył żelaznemu elektoratowi PiS, należącemu do Klubów Gazety Polskiej, wicepremier Jacek Sasin.
– [Tylko] Czy dziś, przy tak wielkiej konkurencji, jaką dla nowej polskiej marki byłyby koncerny zagraniczne, będziemy w stanie skutecznie ten produkt sprzedać? – przedstawił powody opóźnienia całego projektu Sasin.
Czyli co, po wydaniu fortuny okazuje się, że urzędnicy Morawieckiego połapali się że istnieje rynek i na nim wolna konkurencja? I że trzeba będzie na nim rywalizować?
W sumie lepiej późno, niż wcale.
Źródło: Inn.Poland