W PiS ruszyła gra o tron. Reżyserem i scenarzystą Kaczyński

Kto okaże się silniejszy w PiS?

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Kongres PiS jesienią nie przyniesie zmiany na szczycie. Ale giełda już się rozkręca.

Czy najbliższe trzy lata do wyborów parlamentarnych będą czasem spokoju i stabilizacji w obozie Zjednoczonej Prawicy? Ostatnie dni pokazały, jak napięta jest sytuacja. Wszystko przez dyskusję o unijnym budżecie, która miała też swój wewnętrzny kontekst. Ziobryści jednoznacznie deklarowali, że premier Morawiecki nie może przyjąć żadnego powiązania praworządności z funduszami unijnymi. W tle jest nie tylko próba zwiększenia swojej politycznej siły na krótką metę, ale też budowanie pozycji na dalszą przyszłość.

Sprawa powiązania praworządności z dystrybucją unijnych funduszy okazała się jedną z pierwszych, w której po wyborach było widać zderzenie w ramach Zjednoczonej Prawicy. Na prowadzącego negocjacje premiera Morawieckiego naciskał publicznie Zbigniew Ziobro i jego współpracownicy. Ich zdaniem powiązanie praworządności z funduszami byłoby nie do przyjęcia i wtedy potrzebne byłoby weto.

Jeden z polityków Solidarnej Polski poseł Janusz Kowalski napisał nawet na Twitterze w tym kontekście: „weto albo śmierć”. Jak jednak mówią nam rozmówcy z KPRM, nigdy w mandacie negocjacyjnym nie było zgody na wiązanie praworządności z funduszami, a wiedząc to, Solidarna Polska chciała tylko zdobyć kilka politycznych punktów w kraju, twierdząc, że ich naciski spowodowały twarde stanowisko. I rzeczywiście – prawicowe media pełne są zapewnień ziobrystów, że to ich zasługa.

Najbliższe tygodnie i miesiące (kongres może odbyć się późną lub wczesną jesienią) partia Jarosława Kaczyńskiego będzie zajęta sprawami wewnętrznymi. Co do najwyższego stanowiska to na krótką metę sprawa jest jasna. Prezes PiS tuż po wyborach przyznał, że „chce kandydować na kolejną kadencję, chociaż może jej nie dokończyć”. To wywołało reakcję. – Dyskusja o sukcesji w praktyce wystartowała, chociaż jednocześnie Kaczyński uspokoił nastroje o tyle, że wykluczył możliwość oddania władzy w partii już jesienią – podsumowuje ważny polityk PiS, z którym rozmawialiśmy.

Źródło: rp.pl, Rzeczpospolita