Patologia w Straży Granicznej. Funkcjonariuszy złapano na przemycie

Chcieli dodatkowo dorobić

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Wracamy do sprawy zatrzymania funkcjonariuszy Straży Granicznej za przemyt.

Na początku lipca 20 funkcjonariuszy Straży Granicznej zakończyło misję w Macedonii. W czasie powrotu do kraju, na przejściu granicznym Röszke – Horgoš pomiędzy Węgrami a Serbią, kontyngent został poddany drobiazgowej kontroli. Funkcjonariuszy oddzielono od pozostałej części podróżnych i skierowano na kontrolę osobistą. W jej wyniku wykryto przemyt znacznej ilości alkoholu, papierosów oraz zwierząt.

O procederze wiedziała od dawna Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex). Sama jednak nie podejmowała żadnych kroków. Nakazała za to sprawę zakończyć polskiej SG oraz ukrócić zabroniony proceder. Strona Polska nie reagowała, pomimo kilkukrotnych interwencji. Wówczas postanowiono proceder zakończyć i przystąpić do „realizacji” na granicy zewnętrznej Unii.

Zamiatanie sprawy pod dywan

Kierownictwo Straży Granicznej, w tym były komendant Marek Łapiński, a przede wszystkim obecny Tomasz Praga, nie byli skłonni w ogóle angażować w misje w Macedonii funkcjonariuszy pionu wewnętrznego. Przeciwnego zdania był zaś poprzedni dyrektor Biura Spraw Wewnętrznych. Dopiero po jego namowach, w kontyngencie mogli wziąć udział funkcjonariusze BSW. Zawsze było ich kilku. Gdy stanowisko dyrektora objął płk Adam Wanarski, przez funkcjonariuszy pionu wewnętrznego nazywany „pampersem”, to się zmieniło. W tym konkretnym wypadku funkcjonowanie kontyngentu SG w Macedonii zabezpieczał tylko jeden funkcjonariusz BSW, który w dodatku nigdy nie realizował podobnych czynności operacyjnych, a wyłącznie tzw. papierologię.

Kierowca autobusu zaczął sypać

Okazuje się, że funkcjonariusze SG, którzy zostali złapani na przemycie chcieli winę zrzucić na kierowcę autobusu. W tym celu postanowili nawet zrzucić się na mandat dla kierowcy. W sumie było to ponad 20 tys. złotych. Po powrocie do kraju kierowca zaczął jednak obciążać funkcjonariuszy, ponieważ uświadomił sobie, że ciążyć będą na nim poważne zarzuty.

Po nagłośnieniu sprawy, kierownictwo SG wszczęło wobec funkcjonariuszy postępowania dyscyplinarne. Wszyscy zamieszani w proceder mają być zwolnieni ze służby.

Funkcjonariuszka, która zabezpieczała wyjazd z ramienia BSW została wezwana do swoich przełożonych. Próbowano zmusić ją do odejścia ze służby, strasząc skierowaniem sprawy do prokuratury. Gdyby jednak nie zgodziła się odejść do cywila, posady mają stracić dyrektor Adam Wanarski oraz naczelnik BSW z Przemyśla.

Sprawa jest rozwojowa. Będziemy informować na bieżąco o ustaleniach.