Pisowska policja ściga aktywistki. Chodzi o organizację protestu kobiet

Polityczne zlecenie

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Policja w Oleśnicy, trzydziestotysięcznym mieście w województwie dolnośląskim, wzywa na przesłuchania organizatorki protestów przeciwko wyrokowi TK. Prokuratura chce badać, czy nie doszło do złamania art. 165 kodeksu karnego.

Aktywistki zaczęły organizować marsze pod koniec października, w momencie, gdy fala protestów przetaczała się przez całą Polskę. W tym także w miastach powiatowych. Początkowo przychodziło na nie kilkadziesiąt osób, z biegiem czasu liczba uczestniczek wzrosła nawet do tysiąca.

„Policja dzwoniła już do inicjatorki pierwszego protestu. Mówili, że nas wspierają i będą ochraniać. Nie było mowy o żadnych problemach. Podczas demonstracji nie było żadnych mandatów, żadnych zatrzymań. Kiedy zostałam zaatakowana przez jednego mężczyznę, to policja go od nas odciągnęła” – opowiada Rien Kasperowicz, jedna z aktywistek.

Po dwóch tygodniach sytuacja jednak się zmieniła. Aktywistki planowały przeprowadzić kolejną demonstrację 6 listopada. 3 listopada dostały telefon z policji, poproszono je o spotkanie. Usłyszały, że za poprzednie manifestacje nie będzie żadnych konsekwencji, ale kolejne nie będą już ochraniane, bo zbyt wielu funkcjonariuszy poszło na zwolnienie z powodu koronawirusa. Ostrzeżono je również, że może dojść do zatrzymań, mandatów, bo takie są odgórne polecenia.

Źródło: oko.press