“Wyborcza”: operacją przeciw Giertychowi dowodził funkcjonariusz CBA wyrzucony za wykradanie dokumentów

Cyngiel Kamińskiego. 

Chodzi o Artura Ch. z wrocławskiego CBA, zwolnionego dyscyplinarnie za wynoszenie tajnych informacji z biura. Do pracy przywrócił go PiS. – Był teraz spiritus movens całej operacji przeciwko Giertychowi, Krauzemu i innym – mówią informatorzy “Gazety Wyborczej”.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Chodzi o słynną sprawę zatrzymania Romana Giertycha z połowy października.

Zatrzymano go wraz z biznesmenem Ryszardem Krauze i 10 innymi osobami, którym postawiono zarzuty działania na szkodę giełdowej spółki Polnord.

Na działaniach CBA i Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu, Sądy zajmujące się sprawą, nie zostawiły suchej nitki.

Wszyscy zatrzymani zostali zwolnieni do domów, bez żadnych środków zapobiegawczych. Sądy uznały, że prokuratura nie uprawdopodobniła nawet popełnienia przestępstwa.

Działania wobec prokuratury i CBA wobec Giertycha zostały przez Sądy uznane za bezprawne i nieetyczne.

“Arturowi Ch. postawione zostały prokuratorskie zarzuty ujawnienia tajnych informacji. Po przejęciu władzy przez PiS sprawę przeciwko niemu umorzono. A nowy szef CBA Ernest Bejda przywrócił go do służby” – pisze Wyborcza.

– Z mojej inicjatywy wszczęte zostało przeciwko niemu najpierw postępowanie dyscyplinarne, a następnie sprawa w Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie, związana z ujawnianiem osobom niepowołanym tajnych informacji – wspomina w rozmowie z „Wyborczą” Paweł Wojtunik, szef CBA w latach 2009-2015.

– Artur Ch. miał to szczęście, że kumplował się ze starym kierownictwem biura i po złożeniu przeze mnie dymisji zwrócił się do nich o pomoc. A ci nie tylko przyjęli go z powrotem do pracy, ale zwolnili z roboty funkcjonariuszy, którzy prowadzili postępowanie przeciwko niemu – podsumowuje Wojtunik.

źródło: Gazeta Wyborcza