Rząd bez oglądania się na konsekwencje gospodarcze przedłużył obostrzenia do 31 styczna. Jednak urzędnicy nie przewidzieli, że wywołają tym prawdziwy bunt społeczny, którego już władza PiS nie będzie mogła ugasić.
W całej Polsce otwierają się pensjonaty, lodowiska, stoki narciarskie i restauracje. Pierwsi odważni musieli liczyć się z najściem sanepidu i policji, a także wysokimi mandatami (do 30 tys. złotych). Teraz, na przykład w Olszynie lokalni restauratorzy umówili się, że wspólnie otworzą swoje lokale i poinformowali o tym sanepid i policję.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
– Musicie być gotowi na kontrole codziennie! Jeżeli wszyscy otworzą, to oni nie będą w stanie wszystkich non stop kontrolować. Po prostu, zwłaszcza sanepid, nie będą mieli kim – mówi Magdalena Wilk, prawnik, która specjalizuje się w sprawach dotyczących naruszeń obostrzeń wprowadzonych w związku z epidemią.
– Jeśli otwartych biznesów będą tysiące, rząd będzie musiał się poddać. Nie ma takiej armii ludzi w policji i sanepidzie, która pozwoli na nękanie kontrolami kilkudziesięciu tysięcy przedsiębiorców – zauważa jednak lider organizacji Strajk Przedsiębiorców, Paweł Tanajno.
– Wygląda na to, że władza centralna traci kontrolę nad lokalnymi urzędnikami. Szeregowi pracownicy sanepidu i część policjantów unika konfrontacji. Oni już wiedzą, że prawo jest po naszej stronie, bo kary i mandaty zostają później anulowane przez sądy. Surowe konsekwencje, włącznie z karą 30 tys. zł za otwarcie restauracji, którymi straszą urzędnicy w rządowych mediach, nie są w praktyce stosowane – dodaje Tanajno.
Źródło: Wirtualna Polska