Zapomnij o dobrej opiece w szpitalu. Lekarz ujawnia patologie systemu ochrony zdrowia w szpitalach

Patologie kontraktowo-etatowe w Polskich szpitalach. Lekarze w PL mogą być zatrudnieni na 3 sposoby: Etat, kontrakt i umowa zlecenie. Skupię się na 2 pierwszych, jakie patologie generuje ich mix, jak tracą na tym i pacjenci i lekarze – napisał Jakub Kosikowski, lekarz.

Podstawową formą zatrudnienia lekarzy jest etat. Pensja niefunkcyjna w 2021 waha się w granicach 4299 (rezydent) 6750 (specjalista). Tyle gwarantuje MZ. Szpital może dorzucić więcej ze swoich pieniędzy ale robi to bardzo rzadko, wiadomo jakie szpitale w Polsce mają długi. Lekarz na etacie może pracować w trybie normalnym 7.35 na dobę (max 13h) + dyżury lub zmianowym 12 lub 24h. Po pracy musi mieć 11h odpoczynku, raz w tygodniu 35h. W tygodniu może pracowac w sumie 48h, po warunkowej pisemnej zgodzie (opt-out) może pracować do 78h tygodniowo.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Normalnie lekarz może w 1 miejscu pracować 196h miesiecznie, z podpisanym opt out do 312h miesiecznie. Do tego ma 26 dni urlopu rocznie. Generuje to cały szereg problemów: -Lekarz po dyżurze musi 11h odpocząć -Raz musi mieć 35h odpoczynku, np po sobocie wolne do wtorku.

Z racji braków kadrowych generuje to takie patologie:

– Zmusza sie do podpisania opt-out in blanco by się zgadzało
– Nie pozwala się zejść pod dyżurze, ale nie można im za to płacić, zostają za darmo
– Notorycznie nie przyznaje się tych 35h wolnego
– Wypycha się na kontrakty

Etat ma następujące zalety:
-Urlop płatny 26 dni
-Ustawowy odpoczynek
-Za błędy placi szpital, lekarz odpowiada finansowo do 3 pensji
-Płatne zwolnienia, świadczenia ZUS itd
-Limity godzin pracy

Teraz dochodzimy do kontraktów, dlaczego sie na nie wypycha (też piel i rat):

Kontrakt to umowa B2B między szpitalem a jednoosobową działalnością gospodarczą lekarza. Ma on następujące cechy:
-Brak limitów godzin pracy, można pracować 24/7/365
-Lekarz odpowiada finansowo za błędy
-Brak płatnego urlopu
-Brak kodeksu pracy, świadczeń, nadgodzin itd

Lekarz wystawia fakturę, dostaje wynagrodzenie, sam sobie opłaca ZUS PIT, ubezpiecznia, księgowość itd. Spada obciążenie ubezpieczeniami, odszkodowaniami oraz kosztami księgowo-kadrowymi szpitala

Stawki są zróżnicowane zależnie od szpitala, specjalizacji, od 50 do 200 zl/h

Teraz dochodzimy do kwintesencji patologii, które wyhodował system szpitalnictwa w PL

By zmniejszyć koszta szpitale wpadly na pomysł, by lekarze pracowali z etatu w normalnych godzinach 8-15.30, a dyżurowali z kontraktu. Wbrew prawu pracy, ale kto by się tym przejmował. Ten układ trwał latami, mimo, że prawnicy i OZZL ostrzegali lekarzy, że to niezgodne z prawem. Ten sam wał robiono z pielegniarkami/ ratownikami. Aż na pełnej wjechał ZUS i zarządał od szpitali zapłaty jak od etatu. Te przegrały w sądach i same poszły do sądu z jdg lekarzy tutaj łatwo przewidzieć, wygrały. Firmy-lekarze dostawały pensje brutto, same miały zapłacić sobie składki. Rekordziści dostali regres po 70k zł za 5 lat takich obejść. Niech sie cieszą, że US nie domagał się różnicy między 32% a 19 liniówki na jdg. Lekarze sie zbuntowali.

Nie chcieli więcej pracować na takim miksie, bo nie dość, że muszą zostać po dyżurze (32h pracy non stop) to jeszcze na tym tracą finansowo i odpowiadają majątkiem. No to wtedy żeby to obejść na białym koniu wjechała patologia na całego – najemnictwo. O co w tym chodzi?

Układ jest prosty. Lekarze szpitala A i B pracują u siebie na etacie. Powypowiadali opt-outy, max 196h miesiecznie. Ale z kontraktu dyżurują w szpitalu C i D. Lekarze z C/D dyżurują w A/B

Początkowo spowodowały to same szpitale nie chcąc podnosić wynagrodzeń etatowych. Bo problem z kadrą miały np tylko na anestezjologii, więc woleli zapłacić 75zł/h jednemu czy dwóm z kontraktu, niż podnieść o 500zl pensję wszystkim swoim lekarzom. Udawało się tak do czasu. Bo pogłębiały się problemy kadrowe w okolicy. Więc stawki najemników co raz rosły

Nastał rok 2017 i protest rezydentów. Wystarczyło, że opisane wyżej opt-out wypowiedziało kilka % lekarzy (dane MZ i nasze się rozjeżdżają) i cała konstrukcja łatania dziur kadrowych się posypała. Najemnicy albo przestali jeździć bo protest albo nie dali rady połatać dziur. Skończyło się na wadliwej ustawie 6% PKB, podniesienia pensji rezydentów do minimum 4000 i 6750 specjalistom. Wcześniej czesto specjaliści zarabiali mniej niż ich rezydenci (nam płaciło MZ, specjalistom biedne zadłużone szpitale). Na jakis czas problem osłabł na sile.

Ale lekarzy nie przybyło. Coraz trudniej było znaleźć kogoś kto połata dziury w dyżurach. Zaczęto łączyć dyżury, tzn np chirurg w nocy sprawował dyżur nad np. chirurgią, urologią i ortopedią, bo nie udało się spiąć obsady na 2 ostatnich. Też działało póki było dobrze.

Bo jak na dwóch oddziałach na raz zaczynał ktoś umierać, a oddziały daleko od siebie, to zrobiło się niebezpiecznie i dla pacjentów i dla lekarzy. Wzrosła presja na spięcie dyżurów – stawki kontraktowe najemników wzrosły do obecnych poziomów.

I gdzie ta patologia pytacie?

Tutaj: lekarzom przestało się opłacać dyżurować u siebie. Jeśli za dyżur u siebie na etacie dostanie połowę tego co w szpitalu 10km dalej (lekarz z tamtego szpitala tak samo tutaj) a za 1 dyżur tyle co za 5 dni zwykłej pracy, to jaki on ma w tym biznes?

No właśnie, żaden

Najemnictwo doprowadziło do ogromnych kominów płacowych. Więc jeśli jakiś lekarz specjalista wam mówi, że zarabia na rękę 5 tysięcy to mówi prawdę. Ale rownież prawdę mówi najemnik który wykręca 400h miesiecznie i za to dostaje 40.000zł.

Płatne z tych samych pieniedzy.

A gdzie w tym problem pacjentów? Już odpowiadam. Najemnictwo i to wszystko co opisałem wyżej pozwoliło utrzymać oddziały i kontrakt NFZ w miejscach, gdzie na oddziale zatrudniony jest na stałę JEDEN lekarz. Często 2-3. Dyżury się łata najemnikami. Jakoś się spina i działa.

I tutaj przechodzimy do sedna: jak cierpi na tym bezpieczeństwo pacjenta i lekarza?

Najemnicy na dyżurach nie pracują u siebie. Nie znają pacjentów. Typowa praca typu ogarnąć, utrzymać przy życiu. Nie prowadzą pacjentów w sposób ciągły. Spada jakość leczenia.

Mając gorszy kontakt/znajomość z personelem pozostałych oddziałów i pracowni, nie znając tak dobrze szpitala, mechanizmów nim rządzących po prostu pewne rzeczy mogą (nie muszą, to nie reguła) robić mniej wydajnie. Bo nie są u siebie. To raczej zrozumiałe.

Wszystkim powinno zależeć, żeby lekarze pracowali u siebie i w trakcie dyżuru opiekowali sie pacjentami których znają, w szpitalu który znają, z personelem który znają. Niestety braki finansowo-organizacyjne doprowadziły do patologii, której nikt nie chce teraz naprawić.

A wszystko spowodowane tym, że mamy za mało lekarzy, a średnia lekarza pensja specjalisty w Polskich szpitalach to wg MZ 7110zł brutto. Więc coraz wiecej lekarzy odchodzi do sektora prywatnego i poradni, robiąc coraz wieksze braki w szpitalach. I popyt na najemników rośnie – kończy Jakub Kosikowski.

źródło: Twitter