Rozważania w Londynie przy piwie…

Człowiek stary we wszystko wierzy, człowiek w wieku średnim we wszystko wątpi, młody człowiek wszystko już wie.

Ponad 400 lat przed naszą erą grecki filozof Sokrates miał ówczesnym młodym ludziom wiele do zarzucenia. „Młodsi mają się za równych starszym i występują przeciwko nim słowem i czynem” – narzekał jego uczeń Platon. Do dziś nic od tamtych czasów się nie zmieniło. Mój dziadek psioczył na mojego ojca, on na mnie, ja na swoje dzieci. Dziś co niektórych z nas dzieci oceniają swoje nygusy. Tacy już jesteśmy. Narzekanie na młode pokolenie mamy w genach.
Nie szukamy alibi dla własnego pokolenia, staramy się jedynie udowodnić, że teraz jest inaczej. Nigdy jeszcze kolejne pokolenia, nie żyły w tak różnych warunkach. Nigdy wcześniej nie było takiej przepaści technologicznej. To co dla nas było szczytem techniki – zegarek elektroniczny z datownikiem i melodyjką, dziś jest zabawnym i drogim trendy “zabytkiem”, a współczesny zegarek może więcej niż całe biuro biegłych księgowych.
Młodość naszych dziadków była podła. Niemiecka okupacja, potem radzieckie „wyzwolenie”. Dżuma zastąpiła cholerę. Wycieńczeni latami wojny, nie mieli już siły walczyć. Przyjęli system przywieziony z Moskwy bez specjalnego oporu. Zaakceptowali go, próbowali się w nim jakoś urządzić. Nasi ojcowie odnajdowali się w tym. Kupowali meblościanki do swoich M z wielkiej płyty. Kupowali Maluchy i duże Fiaty, a co obrotniejsi Polonezy. Jeździli na wczasy na Krym i do Złotych Piasków. Gdy zaczęli wyjeżdżać do Szwecji i Berlina Zachodniego, zobaczyli, że poza szarym są i inne kolory. Zapragnęli tego u siebie. Chcieli pokolorować swój świat. W 1976 podnieśli głowy. Wtedy przekonali się, że są silni. Bolszewikom udało się ich zdławić, ale w głowach naszych ojców zalęgła się myśl. Myśl, że można coś zmienić. W sierpniu znów się zbuntowali, może byłby to bunt, jak inne. Może by się skończył jak poprzednie. Stało się jednak to, czego nikt się nie spodziewał. Na czele tego buntu stanął młody elektryk z Gdańska. Nasi ojcowie poszli za nim, a my za nimi. Antykomunizm stał się modny, naśladowaliśmy ojców. Oni strajkowali w zakładach, my malowaliśmy na ścianach krasnoludki i hasła. Dojrzewaliśmy bardzo szybko, docierało do nas, że to nasz kraj, nasz dom. Innego nie mamy i mieć nie będziemy. W grudniową noc, komuchy jeszcze raz nas zaskoczyli. Mówię „nas”, bo już wtedy staliśmy obok naszych ojców. Przypięliśmy sobie oporniki do swetrów, staliśmy się dojrzalsi. Chcieliśmy walczyć o nasze miejsce na ziemi. Zrozumieliśmy, że nie jesteśmy baranami, że mamy siłę. Lata osiemdziesiąte to lata mojej (naszej) młodości. Jarocin był dla nas świętem, Radio Luksemburg, płyty Boney M i Pet Shop Boys – królowały na parkietach. Papierosy Marlboro i dezodorant Old Spice z Pewexu dawały namiastkę zachodu. I przyszedł czas rozmów. Nasi ojcowie usiedli przy okrągłym stole ze swoimi wrogami. Pokazali klasę, dogadali się z tymi, którzy przez 45 lat byli panami życia i śmierci.Dogadali się. Premierem został niepozorny intelektualista, ministrem finansów młodzian w za dużych okularach, a Prezydenta miał udawać smutny żołnierz w ciemnych oksach i czapce z daszkiem.
I wtedy na scenę wkroczyliśmy my. Z Turcji przywieźliśmy dekatyzowane jeansy i swetry. Z Węgier szampony i pastę do zębów. Z Wiednia zastawy stołowe, jamniki i zegary z barometrem. To co wczoraj było tylko w Pewexie, dziś można było kupić z polowego łóżka na ulicy. Zaczęliśmy budować kapitalizm i dobrobyt. Zbijaliśmy palety, jeździliśmy na Prater do Wiednia i do Stambułu. Otwieraliśmy szwalnie i warzywniaki. Za pieniądze które były wszędzie, zakładaliśmy firmy, zakładaliśmy białe skarpety do mokasynów z szyszką i krawat w kaczora Donalda, budowaliśmy domy i kupowaliśmy zachodnie auta. Nasze dzieci srały w pampersy, jadły Nutellę i banany. Czekolada i pomarańcze przestały być rarytasem. Stawaliśmy się Zachodem. Tym Zachodem – którego bali się nasi dziadkowie, a o którym marzyli ojcowie. My ten Zachód, przywieźliśmy nad Wisłę. Nie trzeba było do niego wyjeżdżać. Nasze dzieci bawiły się lalkami Barbie i klockami Lego. Kończyły prywatne szkoły, na wczasy jeździły do Alicante i Neapolu. Na studia do Paryża i Londynu. Nasze dzieci są Europejczykami. Mówią językami, mają smartfony, notebooki, i w dupie pieprzenie o Kościuszce czy Bemie.
A co jest z nami? Nic. Dziś od tumana z onr-u dowiaduję się, że jestem UBekiem, a dla pisowskiego motłochu – PeOwcem lub lewakiem. Od dwudziestopięcioletniej pannicy, że zniszczyłem jej życie, że gdyby nie moje wybory, to ona miałaby życie jak Lady Gaga. Od młodych niedouczonych z tvp dowiaduję się, że elektryk, który dał siłę mojemu ojcu, a ze mnie zrobił patriotę – to donosiciel Bolek. Że intelektualista, który poprowadził nas w nieznane – to komunistyczny agent. Że okularnik, który uczył nas zarabiać na siebie – to żydowski sługus. Ale to my mamy walkę we krwi, bo dla nas walka to frajda, sukces bez walki nie daje satysfakcji. Więc walczmy, jesteśmy na sukces skazani.

 

Leeon Bat i Diabeł Stockton.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.