Marna frekwencja na Marszu Niepodległości. To koniec tej imprezy?

Skrajne organizacje, które są promowane przez PiS, odstraszyły wiele osób i oto mamy efekt. Marsz niepodległości w tym roku jest dużo mniej liczny, niż w poprzednim. Zamiast święta niepodległości z trybuny rozległy się podżegania do nienawiści i wojny. Polityka agresji, wyrażająca się paleniem zdjęć Donalda Tuska, skutecznie odciąga umiarkowane centrum od tych skrajności.

Polsat, zwykle spolegliwy wobec rządzących, mówi o tym, że na marszu jest “kilkanaście tysięcy uczestników”.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Mała frekwencja na Marszu Niepodległości oznacza tylko to jedno: to już koniec tej imprezy. Formuła marszu się wyczerpała a atakowanie prezydenta Warszawy ujawniło prawdziwy cel działana narodowców, którzy sprzedali się PiS za 3 miliony złotych. Bąkiewicz i jego środowisko mają skrajną, odstraszającą wielu ludzi twarz i nigdy nie będą tolerowani przez Polaków, którzy doskonale pamiętają co zgotowali Polsce faszyści.

Polaków odstrasza właśnie ta brunatna część marszu. Skrajne prawicowe ugrupowania, z którymi ożenił się Kaczyński, to coś, czego w Polsce nie chcemy. I szkoda, że w dniu świętowania niepodległości ktoś z twarzą Bąkiewicza reprezentuje polskie państwo. Tak być nie może.

Skrajny radykalizm nie jest czymś, co Polskę rozwinie czy Polsce pomoże. Wręcz przeciwnie. Ci ludzie nie mają żadnych pomysłów na budowę i rozwój, chcą tylko niszczyć. Czy w tym roku również uda im się coś podpalić, kogoś pobić i opluć?

Zaczęli od palenia portretów. Na czym skończą?