Wiceminister Łukasz Mejza to chyba najgłośniejszy obecnie polityk Zjednoczonej Prawicy. Media ciągle donoszą o jego dziwnych interesach. Najgłośniej zrobiło się wokół spółki, która oferowała osobom nieuleczalnie chorym organizację za granicą terapii „pluripotencjalnymi komórkami macierzystymi”. Tymczasem eksperci przekonują, że takie „leczenie” jest po prostu szkodliwe.
– Obrzydzenie i podłość – tak politycy PiS oceniają biznesową aktywność Mejzy. – Nikt go już nie chce bronić – dodaje jeden z nich, przekonując że najlepiej by było, by Mejza sam złożył dymisję. – Wielu nie chce chodzić teraz do mediów, by nie musieć komentować sprawy Mejzy. Nikt niczego pozytywnego o nim nie jest w stanie powiedzieć – mówi inny działacz PiS.
Problem w tym, że sam PiS raczej nie może usunąć polityka ze swoich szeregów. – Gdyby rząd miał 250 mandatów, a nie minimalną większość, to już by Mejzy nie było w rządzie. Ale pozostaje, bo rząd ma tylko 233 głosy w Sejmie, podczas gdy większość to 231 – zauważa poseł Zjednoczonej Prawicy.
Sam Mejza do dymisji nie zamierza się podać i przekonuje, że kontrowersyjna spółka nie rozpoczęła działalności, więc on sam nic nie zarobił. Polityk zapowiedział także, że podejmie kroki prawne dla ochrony swojego dobrego imienia.