Jak PiS rujnuje polską gospodarkę.

Znany bloger Tomasz Wiejski napisał tekst o nieznanych konsekwencjach “Polskiego Ładu”, zwanego dziś “Polskim Wałem” lub “Ruskim Ładem”.

Reklamy

Programu największej podwyżki podatków dla przedsiębiorców w historii Polski.

Czy za trzy miesiące Polska upadnie z hukiem? Nie, jeśli ci, którzy zobowiązali się do działania, to działanie podejmą.

Przeczytałem  statystki upadłości konsumenckich na przestrzeni ostatnich 6 lat. Do 30 listopada 2021 roku sądy ogłosiły ponad 16 tysięcy upadłości konsumenckich, z czego 25% dotyczyły osób powyżej 60 roku życia.

Galopujący wzrost cen odczuwają praktycznie wszyscy, nawet ci, którzy zarabiają 5000 złotych miesięcznie. Wedle danych z ubiegłego roku 1,6 miliona osób w Polsce żyje w skrajnym ubóstwie, ile dzisiaj, trudno ocenić.

To oczywiście dane statystyczne, a one nie są miarodajne, bo prawdziwe dramaty w rodzinach właśnie się zaczynają.

Spójrzmy na problem realnie. Małżeństwo, relatywnie dobrze zarabiające, ma miesięczny dochód netto na poziomie 6–8 tysięcy złotych. Tzw. rachunki obejmują od 4 do 5 tysięcy złotych, wyżywienie 2–4 tysiące. Żyją zatem na bieżąco, niewiele odkładając, o ile w ogóle są w stanie cokolwiek odłożyć.

Oszczędzają przede wszystkim na jedzeniu, używkach, dotychczas starali się regulować płatności w terminie, od czasu do czasu rolując niektóre zobowiązania, aby móc kupić sobie coś ekstra, czy wyjść “na miasto”.

Podwyżki pensji? Podwyżek nie ma. Siłowo wymuszane na firmach podwyżki wynagrodzeń skutkują zwiększeniem kosztów zatrudnienia, a te są niebotycznie wysokie. Wyższe koszty zatrudnienia są przerzucane na klientów firm, w których nasi przykładowi małżonkowie pracują.

Firma musi zachować płynność finansową, więc podnosi ceny, nierzadko w porozumieniu z konkurencją (wymuszone sytuacją zmowy cenowe). Brzmi patologicznie, prawda? Bo jest patologiczne, ale nie stanowi wyboru, a konsekwencję tego, co się dzieje w polskiej gospodarce. A dzieje się źle…bardzo źle.

Większość firm posiłkuje się kredytami obrotowymi. To instrument finansowy dość łatwy do pozyskania. Dla niezorientowanych wyjaśniam, że firma (najczęściej w formie podmiotu gospodarczego o osobowości prawnej, czyli spółki kapitałowej) po minimum roku prowadzenia działalności gospodarczej może wystąpić do swojego banku o udzielenie kredytu obrotowego w rachunku bieżącym.

Takie kredyty są zabezpieczane z reguły wekslami własnymi spółki i właścicieli, gwarancją de minimis (gwarancja udzielana przez Bank Gospodarstwa Krajowego), a w przypadku kredytów przekraczających limit kredytowy (uzależniony od wysokości obrotów na rachunku), zabezpieczany jest np. nieruchomością.

Zabezpieczenie musi być co najmniej dwukrotności wartości udzielonego finansowania. Czyli firma dostaje kredyt na milion, zabezpiecza go na co najmniej dwa miliony. Kredyt udzielany jest na rok.

Bank stale monitoruje poziom obrotów, kontrolując, czy kredytobiorca spełnia warunek wysokości zadeklarowanych obrotów na rachunku. Czyli jeśli firma dostała milion, to na przykład obroty miesięczne muszą być na poziomie 2–3 mln (obroty, czyli wpływy ze sprzedaży). Jeżeli firma nie wypełnia tego obowiązku, to bank może, choć nie musi, wypowiedzieć umowę kredytową. Z reguły jest tak, że bank sprawdza ten wskaźnik w okresach kwartalnych, bo przy terminach płatności 30 dni i więcej, trudno zachować tę proporcję.

Banki oczekują tzw. wstępnych rozrachunków za czwarty kwartał i wstępnego rachunku zysków i strat oraz bilansu za rok obrotowy. To słowo “wstępne” jest kluczowe, bo bank ma obowiązek pozyskać te dane (zgodnie z zaleceniami KNF i prawa bankowego), ale nie wymaga tych ostatecznych.

Często jest tak, że składane dokumenty finansowe są biegunowo odległe od rzeczywistości. Banki o tym wiedzą, ale milczą, dopóki dopóty zarabiają na odsetkach. Firmy z kolei prowadzą kreatywną księgowość, aby ratować się przed skutkami kryzysu, rosnącymi kosztami zatrudnienia i fiskalnym zamordyzmem.

Idea odrębnych rachunków podatkowych (gdzie wpływa VAT), czy tzw. split payment (płatność podzielona, osobno płacimy kwotę netto, a osobno VAT) miała być batem na VAT-owskie karuzele i walczyć z mityczną mafią VAT-owską, ale realnie pozbawiła 90% firm 23% środków obrotowych, którymi mogła obracać.

Przykładowo wystawiamy fakturę na 100.000 złotych netto, kwota VAT (23%), czyli 23.000 złotych wpływa na odrębny rachunek, do którego dostępu firma nie ma. Może z niego zapłacić VAT od faktur zakupowych lub zobowiązania podatkowe wobec Skarbu Państwa.

Czyli widzi te pieniądze, ale nie może nimi obracać. Czy to jest normalne? Przy założeniu, że chce się uszczelniać system podatkowy, to tak, jak najbardziej.

Dzięki temu państwo otrzymuje regularnie pieniądze, które w przypadku Polski pod rządami PiS zasilają taki Fundusz Sprawiedliwości, kiesę Roberta Bąkiewicza, czy dzieła zebrane Tadeusza Rydzyka. Miliony z podatków płaconych przez firmy spływają do określonej grupy osób, dla zachowania pozorów, nazywanej “Skarbem Państwa”.

6 lat finansowania akolitów Prawa i Sprawiedliwości z tych pieniędzy, naszych, bo to nie tylko podatki od firm, ale i od osób fizycznych/pracowników, wykreowało potężną dziurę budżetową, czyli zadłużenie państwa, które za lata 2016–2021 wynosi 2 biliony 664 miliardy złotych (prosto to wyliczył z ogólnodostępnych danych Robert Straszak, znany na Twitterze).

Czyli od 6 lat nie tylko nas okradziono z naszych, wspólnych pieniędzy, które powinny być wydatkowane rozsądnie, ale jeszcze bezczelnie dodrukowano niebotyczną kwotę szacowaną na 250–300 miliardów złotych w pustym pieniądzu, który nie ma pokrycia w towarach i usługach. Po prostu prezes NBP nacisnął enter i zaczęto drukować pieniądze.

Długi publiczne można rolować i PiS miał i ma tego świadomość. Rok temu minister Horoła w rozmowie ze mną przyznał, że wie o tym, że dług publiczny wynosi 1,5 biliona złotych (wynosił więcej, jak się okazuje), ale to nieistotne, bo takie długi się…roluje.

Roluje, czyli jedne długi spłaca kolejnymi, które się zaciąga. Tłumacząc to na zrozumiały język, nasze małżeństwo z początku felietonu zarabia 8.000 złotych, ale zobowiązań miesięcznych ma na 9.000 złotych.

Zatem miesiąc w miesiąc musi dokładać do budżetu domowego 1000 złotych. Małżonkowie nie mają drukarki do pieniędzy, więc pożyczają z banków. Raty kredytu zwiększają zobowiązania miesięczne i z 9.000 złotych robi się na przykład 9.500 złotych, przy dochodach niezmiennie na poziomie 8.000 złotych.

Biorą więc kolejny kredyt zobowiązania rosną, przychód się nie zmienia i kolejnymi kredytami spłacają poprzednie. Czy widzicie, że to rolowanie długów, to równia pochyła? Budżet małżonków, to oczywiście skala mikro i dość prosta konstrukcja głupoty ekonomicznej. Budżet państwa, to już makroekonomia, ale mechanizm jest ten sam.

Zatem rząd PiS, zamiast inwestować, stymulować gospodarkę, aby się rozwijała, aby eksport się zwiększał, firmy więcej zarabiały, a pozyskane środki z podatków były mądrze wydawane i inwestowane, to podniósł sztucznie minimalne wynagrodzenie, rozdmuchał do granic absurdu zatrudnienie w sferze budżetowej i spółkach skarbu państwa, w których poupychał słynne tłuste koty, ludzi, którzy nigdy w życiu nie dostali by w nich pracy, a szczególnie zarabiając w nich kwoty rzędu kilkunastu, czy kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie. Ta armia politycznych akolitów jest karmiona tym, co nam się odejmie od ust, dzisiaj już literalnie.

PiS jeszcze na początku roku liczył na pieniądze z UE, które w ramach Funduszu Odbudowy miały trafić do Polski. Niebagatelna kwota, bo obejmująca bez mała 770 miliardów złotych. Tymi pieniędzmi PiS chciał zrolować dług, dalej wydając więcej, niż gwarantowały wpływy do budżetu.

Nie wziął jednak pod uwagę, że demontując i upolityczniając wymiar sprawiedliwości doprowadzi do sytuacji, w której UE odmówi udzielenia finansowania. Do listopada 2021 jeszcze dysponowali pieniędzmi, które wydrukowali, pieniędzmi z wyprzedaży dóbr naturalnych (wycięto tysiące hektarów lasów, popatrzcie na mapy satelitarne Google Maps)i złota, które sprowadzono z Wielkiej Brytanii, a którego prawdopodobnie już nie ma.

Wymyślili więc Polski Ład. Kreatywną księgowość, której celem jest zawoalowane zabranie najbogatszym, a rozdzielenie zagrabionych pieniędzy swojemu elektoratowi, kolejny raz próbując kupić głosy wyborcze.

Ale, gdy wymyślali Polski Ład, nie przewidzieli, że definitywnie nie dostaną pieniędzy z UE. Dwa miesiące temu Morawiecki próbował wymusić na Komisji Europejskiej pieniądze, zrobił tournee po państwach-członkach UE szukając poparcia, ale spotkał się jedynie z kurtuazyjnym przyjęciem i uśmiechami, ale politowania.

Plan pozyskania pożyczki od Rosji również spalił na panewce, pożyczyli od Chin odrobinę pieniędzy, ale to pozwoliło jedynie na złapanie oddechu, nic ponadto. Dodatkowo wystrzeliła inflacja, która jest wynikiem wprost dodruku niebotycznych ilości pustego pieniądza.

Orędzia prezesa NBP o naszym bogactwie pomijam, bo to już nawet nie jest śmieszne. Skutkiem inflacji są galopujące już wręcz ceny żywności, której podwyżki liczone są w dziesiątkach procentów.

Dobrze, już wiemy, że rolowanie długo wg. metody Horały się nie powiodło, stoimy nad realną przepaścią, choć bankructwo państwa, w teorii możliwe, w praktyce, w realiach globalnej gospodarki jest mało prawdopodobne.

PiS liczy, że gdy ogłosi bankructwo, to UE, podobnie, jak w przypadku Grecji, sypnie groszem, aby ratować sytuację. I tu się ponownie nasi demiurgowie ekonomii pomylili. Polska, to nie Grecja. Tam rozdawnictwo pieniądze nie szło w parze z nepotyzmem, grabieżą majątku narodowego i zwykłą bandyterką, która ma miejsce w Polsce.

Owszem, UE w każdej chwili Polskę uratuje, ale nie pod rządami PiS. Póki reżim PiS rządzi, póty nikt mu nie udzieli żadnego finansowania.

A jakie to ma znaczenie dla nas? Jaki wpływ będzie miało na dzień powszedni? Katastrofalne. Według statystyk (no niestety muszę się nimi wesprzeć w rozważaniach) w marcu 2021 roku połowa Polaków żyła od pierwszego do pierwszego i większość z tej połowy ledwo wiązała koniec z końcem.

Dzisiaj ten wskaźnik jest już wyższy. O ile? Nie wiem. Mogę strzelić, że 60–70% Polaków jest na krawędzi lub już pod kreską. I ta kreska też ma swoją fazę rozwoju. Mniej więcej kwartał. Na koniec marca, jeżeli nie uda się odebrać wariatom władzy, czeka nas fala bankructw i to nie punktowo, a w skali kraju. Jak? Już wyjaśniam.

Banki czekają na wyniki finansowe firm za IV kwartał i podsumowanie roku. Te kompresowane dane kupią firmom maksymalnie trzy miesiące czasu, zanim prawda wyjdzie na jaw. Banki rozpoczną weryfikację zdolności kredytowej firm i w pierwszej kolejności pod nóż pójdą te firmy, które zabezpieczyły kredyty lukratywnymi nieruchomościami.

Podobnie się stało pod koniec pierwszego kwartału 2010 roku, gdy fala wypowiedzeń umów kredytowych przelała się przez Polskę. Przykładowo BRE Bank, austriacki bank w Polsce, decyzją wiceprezesa Przemysława Gdańskiego, obecnie prezesa BNP Paribas Polska, dokonał negatywnej oceny wielu kredytobiorców.

Oczywiście lege artis, choć miał świadomość, że “stawiając w stan wymagalności całość środków z udzielonego finansowania” oznacza bankructwo firmy. Bezwzględnie egzekwowano prawa wierzyciela. Właściciel firm dostawali tydzień, maksymalnie dwa na “podstawienie środków do dyspozycji”.

Piszę to z perspektywy naocznego świadka tych wydarzeń. W grudniu 2009 roku BRE Bank zorganizował w Gdańsku imprezę dla klientów biznesowych. Było pyszne jedzenie, występy artystyczne, a pan prezes Gdański przebrał się za Elvisa Presleya i dał popis swoich możliwości wokalnych.

Przyglądałem się temu z obrzydzeniem, jak ten danse macabre trwa, a miałem świadomość, że za dwa, góra trzy miesiące ten tańczący na scenie fircyk spowoduje setki dramatów właścicieli firm, ich rodzin i pracowników z rodzinami. Dzisiaj pan Gdański jest prezesem PNB Paribas i zachęca do korzystania z usług banku zmieniającego się świata. Taka bardziej cwana i przebiegła wersja Morawieckiego. Na szczęście mnie ominął ten dramat i nie stał się moim udziałem. Wiedziałem, co się święci i odpowiednio się zabezpieczyłem.

Także za trzy miesiące firmy zaczną tracić finansowanie, zostaną postawione pod murem. Zaczną się zwolnienia pracowników, etc…etc…etc… Nasi małżonkowie nie mają oszczędności, mają jeszcze dobrze płatną pracę, ale na cięcie kosztów stałych jest już za późno.

Nic im to nie pomoże. Prąd wyłączą im po dwóch miesiącach zaległości, gaz również, czynsz za mieszkanie zupełnie już zignorują, bo co mają zrobić, nerki sprzedać? Później odcięcie mediów, przyjaciele, dotychczas serdeczni i pozdrawiający się wzajemnie przestaną odbierać od nich telefony, choć sami będą w podobnej sytuacji.

Nagle, dosłownie z tygodnia na tydzień Polska się zatrzyma. Suweren zostanie polany zimną wodą, ale będzie już za późno, nawet gdy ludzie reżimu PiS uciekną. Zanim nowy rząd wprowadzi realne zmiany, to zajmie kilka miesięcy, w tym czasie miliony Polaków będzie chować się w wannach przed komornikami, nie odbierać telefonów.

Około 10–15% populacji tzw. pierwszego świata, tych, których codziennie oglądać w mediach i którzy objaśniają Wam rzeczywistość, będzie dalej snuć swoje pseudo analizy, ale nikt już ich nie będzie oglądać, bo ludziom wyłączą dostęp do mediów. Ludzie bogaci przetrwają, bez większych problemów, jeszcze zarabiając, wykupując za grosze udziały w firmach, przejmując nieruchomości, majątki.

Co w takim razie powinniśmy zrobić? Może nie tyle co my, co Donald Tusk i jego zespół. Muszą w taki, czy inny sposób odebrać oszołomom władzę i natychmiast wprowadzić działania zaradcze, uniemożliwić bankom akcje antykredytową, powstrzymać windykację, zapewnić firmom i ludziom wsparcie, pozyskać w trybie pilnym pieniądze z Funduszu Odbudowy. To rzecz jasna w wielkim skrócie, szkicowo, bo musiałbym spędzić całą noc na opisywaniu, co i jak należy zrobić, a nie przeczę, że jestem już zmęczony.

Konkludując, czas ucieka, nie ma czasu na dysputy w panelach i wystąpienia ludzi, którzy za trzy miesiące nie będą chodzili głodni, bo syty głodnego nie zrozumie, więc powiedzmy Hołowni i reszcie, aby zamilkli i dali sobie spokój ze swoim ego, bo tu już idzie o nasze życia.

Tomasz Wiejski

źródło: tomaszwiejski.medium.com

Poprzedni artykułTo już czyste szaleństwo. Morawiecki pisze listy „w imieniu Donalda Tuska”
Następny artykułŻegnaj, dyktatorze! Upadek Jarosława Kaczyńskiego.