Jak Kaczyński i Morawiecki budują w Polsce drugą Wenezuelę

Dzięki rządom Jarosława Kaczyńskiego i PiS Polska jest „na kursie i na ścieżce” do największego kryzysu w ostatnich 30 latach.

 

Jarosław Kaczyński szykuje Polakom drugą Wenezuelę – pisałem w październiku 2019 r., tuż przed wyborami parlamentarnymi. Teza mojego tekstu była prosta: Kaczyński swoją polityką gospodarczą naśladuje to co robił w Wenezueli Hugo Chavez. Jeden z najbogatszych krajów Ameryki południowej w zaledwie dwie dekady stał się jednym z najbiedniejszych.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Socjaliści jednak władzy nie stracili, bo władzę wzięło wojsko i zwyczajnie trzyma wszystkich za mordę. Dziś ludzie w Wenezueli głodują i to pomimo, że ma ona jedne z największych złóż ropy naftowej na świecie.

W szaleństwie PiS i Kaczyńskiego jest jakaś prawidłowość. Gdy wprowadzali bezprawne i nie działające tzw. lockdowny, czyli zamykanie gospodarki wraz z ludźmi w domach, które miało być lekarstwem na zachorowania koronawirusem, to im bardziej to nie działało, tym więcej obostrzeń wprowadzali.

Tak samo reakcją na fiasko socjalistycznej polityki PiS, jest więcej socjalizmu. Skutek łatwo przewidzieć. Już genialny Albert Einstein zdefiniował szaleństwo jako robienie tego samego i oczekiwanie innych wyników. PiS znalazł się na „kursie i na ścieżce”. Chociaż ze wszystkich stron słychać „Terrain ahead” i „Pull up” (ziemia się zbliża, podnieś do góry), to sterujący Polską nie robią nic. Katastrofa jest nieunikniona.

Scenariusze na 2022 r.

Betonowym kołem ratunkowym okazał się pomysł PiS na trzecią kadencję. Tak zwany „Polski ład” nazywany coraz częściej „ruskim ładem” lub „polskim wałem”. Generalnie pomysł PiS polegał na tym, że zabrać tym co mają trochę więcej i dać swojemu elektoratowi. Rządzący Polską nie łapią jednak, że przedsiębiorcy to nie są bezwolne masy i uciekają. Tylko w województwie małopolskim zawieszono od początku roku 55 tys. jednoosobowych działalności gospodarczych. Podobnie jest w innych częściach Polski. To oznacza, że za 2-3 miesiące nastąpi zapaść budżetowych wpływów. Część z przedsiębiorców uciekła do spółek z ograniczoną odpowiedzialnością, część za granicę, a część do szarej strefy.

W odpowiedzi na drastyczne podwyżki cen, rząd PiS obniżył czasowo podatek VAT na żywność i paliwa. To jednak nie rozwiąże żadnych problemów. Powoduje natomiast nowe. Premier Mateusz Morawiecki już wezwał przedsiębiorców do obniżek cen i zasugerował, że pojawią się specjalne kontrole mające pilnować, aby były one wdrażane.

Nie ma się co śmiać. Politycy PiS zaczęli wprost mówić o konieczności wprowadzenia… regulowanych cen. To nie żart. „Chcemy wprowadzić ceny regulowane na artykuły żywnościowe – chleb, cukier, mąkę. Jeżeli inflacja będzie wzrastała, to nawet takie rozwiązanie może zostać wprowadzone” – wypalił poseł PiS Kazimierz Smoliński. „Przepisy prawa przewidują taką możliwość, konstytucja nawet coś takiego umożliwia” (…) „nie można niczego wykluczać, ale każde działanie będzie poprzedzone bardzo dokładną analizą” – poparł go – wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński, pytany o możliwość wprowadzenia w Polsce cen regulowanych.

Takie rozwiązanie dla sześciu „podstawowych” produktów wprowadził na Węgrzech idol PiS Wiktor Orban. Nie trzeba oczywiście dodawać, że kolesie z PiS nie rozumieją, że odtwarzają już wprost gospodarkę PRL. Skutek będzie identyczny. Brak towarów, na które obowiązywać będzie maksymalna cena. To wszystko w socjalistycznych gospodarkach przerabiano. Po etapie cen maksymalnych pojawiają się kartki, które będą gwarantowały, że nikt nie będzie kupował towarów więcej niż potrzebują.

 

Gaszenie pożaru benzyną

Nowy Ład podniósł opodatkowanie przedsiębiorców prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Ci z nich, którzy zdecydują się pozostać przy tej formie rozliczeń zwyczajnie podniosą ceny swoich usług.

Będzie to kolejny impuls inflacyjny. Z kolei likwidacja VAT wcale nie będzie oznaczać wielkich obniżek cen. Wynika to z prostego faktu, że dla większości firm VAT z towarów, które sprzedają jest źródłem odzyskiwania podatku VAT, który płacą w surowcach lub za usługi. Wobec likwidacji możliwości takiego odzyskiwania zapłaconych kwot, będą musiały występować do urzędu skarbowego o zwrot podatku. Takowy następuje w dwa miesiące po złożeniu wniosku. Przedsiębiorca więc nawet gdyby chciał obniżyć ceny, to zwyczajnie nie będzie mógł, bo straciłby płynność w firmie.

Brak obniżek cen przez przedsiębiorców stanie się dla Kaczyńskiego i PiS pretekstem do zrobienia polowania na „spekulantów”. Skojarzenia z wprowadzeniem w czerwcu 1947 r. przez komunistów ustawy o „zwalczaniu drożyzny i nadmiernych zysków w obrocie handlowym” jak najbardziej jest na miejscu. Przypomnijmy, że prywatne sklepy i zakłady usługowe kontrolowali nie tylko pracownicy skarbówki i urzędnicy, ale także członkowie Społecznych Komisji Kontroli Cen. To wszystko skończyło się wykończeniem prywatnych sklepów, a następnie błyskawicznym pojawieniem się niedoborów towarów na rynku.

Połączenie sanacji z PRL

Już pięć lat temu Janusz Korwin-Mikke i Grzegorz Braun, liderzy Konfederacji, zaczęli lansować termin iż rządy PiS i Jarosława Kaczyńskiego to Grupa Rekonstrukcji Historycznej Sanacji. Teraz okazuje się, że Kaczyński chce połączyć dwa w jednym. Polityczny zamordyzm sanacji z kontrolą gospodarki jak w PRL-u.

Skutek tego będzie opłakany. „Szef PiS Jarosław Kaczyński powtarza politykę gospodarczą jednego z dyktatorów PRL-u (Edwarda Gierka – red.), która skutkowała dekadą kryzysu gospodarczego w latach 80.” – pisałem w październiku 2019 r.

„Gierkizm” Kaczyńskiego przejawia się w ciągłym zadłużaniu państwa i „papierowym” wzroście PKB opartym o wzrost konsumpcji. Z tego jednak nie wynikają żadne przesłanki do stabilnego wzrostu gospodarczego. Doskonałym porównaniem jest tutaj przypomnienie do czego doprowadziła taka polityka w Wenezueli. Przez pierwszą dekadę rządów Hugo Chaveza (prezydentem był od 1999 r. do śmierci w 2013 r.) wskaźniki pokazywane przez rząd były imponujące. Wzrost PKB wahał się od 5 do 18 proc. PKB. Wszystko jednak praktycznie pożerała szalejąc inflacja. Mimo to, że przez większość część swoich rządów Chavez cieszył autentycznym ogromnym poparciem społecznym. W przeciwieństwie do Kaczyńskiego oficjalnie jednak uważał się za socjalistę. Jego rządy doprowadził Wenezuelę na skraj takiej nędzy, że w tym kiedyś jednym z najbogatszych krajów Ameryki Południowej zaczął się realny problem głodu. Dziś mówienie o tym, że rządy PiS to prosta ścieżka do powtórzenia kryzysu w Wenezueli traktowane jest jako przesadna propaganda” – pisałem.

Dziś ten scenariusz nie wydaje się już tak abstrakcyjny jak był dwa i pół roku temu. Nie więc, jak widzicie państwo, prawdziwa teza, że to koronawirus doprowadził do kryzysu. On tylko przyśpieszył koniec socjalistycznego eksperymentu Jarosława Kaczyńskiego. On jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że Polacy po prostu zmiotą jego formację z powierzchni ziemi.

Mamy w Polsce na rynku pracy kilka milionów ludzi, którym Kaczyński zafundował lekcję historii uczestniczącej, czyli korepetycje z tego czym jest inflacja. Zaraz do tego dojdą zajęcia czy tego czym jest dwucyfrowe bezrobocie.

Na to wszystko Kaczyński i PiS mają jedną receptę: ścigać i szczuć na przedsiębiorców. Swój tekst z października 2019 r. zakończyłem tak: „Ciąć wydatków raczej nie będzie, ale rzuci się znowu na przedsiębiorców. Tych PiS bowiem traktuje nie jak owce, które się strzyże, ale jak świnie, które prowadzi się do rzeźni. Problem w tym, że do PiS nie doszło jeszcze, że zabija egzemplarze reprodukcyjne i stado zaraz zniknie…”

Ta diagnoza jest więcej niż aktualna. Firm w Polsce zniknęło na początku roku więcej niż w pandemii. Politycy PiS nawet nie łapią jeszcze, że zamiast uciec przed kryzysem właśnie go jeszcze bardziej przyśpieszyli. Upadek rządów PiS w tym roku i wcześniejsze wybory, są bardziej prawdopodobnym scenariuszem niż kiedykolwiek wcześniej.

Jan Piński

Autor jest redaktorem naczelnym “Wiesci24.pl”