Jarosław Kaczyński jest wożony po kraju jak rodzaj żywej kukły. Gdzie się pojawia, tam są też tłumy przeciwników PiS i garstka zwiezionych po cichu zwolenników. Są miejscowości, w których na sale nie wpuszczono ani jednego mieszkańca, bo nie ma już ani jednego zwolennika czy działacza, który mógłby wejść – wszyscy są przeciw Kaczyńskiego.
I śmieszne zaczyna być to, że na spędach z Kaczyńskim jest mniej osób, które go oglądają od ochrony. Na ostatnim spotkaniu w Kórniku, z którego prezes PiS wręcz uciekał, pilnowało go kilkudziesięciu policjantów i ochroniarzy, podczas gdy gości na sali było trzy razy mniej.
Zresztą co to za pożal się Boże goście – zwiezieni na siłę, sprawdzani, zaślepieni wyznawcy PiS. Bo przecież nie może dostać się na salę nikt, kto zburzy szklaną bańkę prezesa. Jest utrzymywany w przekonaniu, że są jacyś ludzie, którzy naprawdę go popierają.
A to wszystko fikcja.