
Zapewne najgorszy minister w rządzie Mateusza Morawieckiego, jakim jest Zbigniew Ziobro, uparcie dąży do polexitu. Najwyraźniej widzi w nim szansę na wybicie się na polityczną niezależność od Kaczyńskiego. A że może się to dokonać kosztem interesów Polski i Polaków? A kto tym by się w szeregach Zjednoczonej Prawicy przejmował?
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
– Ostrzegałem, że tak to się skończy, że polityka ustępstw [rzekomo wobec UE – przyp. red.] będzie prowadzić do kolejnych upokorzeń Polski. Na domiar złego, ulegając Komisji, zamiast reformować sądownictwo obserwujemy postępującą jego anarchizację – opowiada w rozmowie z „Do Rzeczy”.
– W 2020 roku ostrzegałem premiera Mateusza Morawieckiego, by nie zgadzał się na rozwiązania, które zwiększają kompetencje Komisji Europejskiej, bo nie zobaczy żadnych pieniędzy. Premier odpowiadał, że nawet jedno euro nie zostanie zablokowane. Zastanawiam się, jak się musi czuć pan prezydent, który pojechał do Brukseli i przedstawił tam własny projekt zmian w Sądzie Najwyższym zgodnie z życzeniami Unii? Potem z Mateuszem Morawieckim i Ursulą von der Leyen ogłaszał na konferencji w Warszawie, że doszło do porozumienia. A teraz dowiaduje się, że to za mało i są kolejne żądania – mówi Zbigniew Ziobro.
Na szczęście jest to słaby minister upadającego rządu. I nikt serio nie traktuje jego antyunijnych fobii. A tylko tak można rozumieć jego słowa, przedstawiające całkowicie na opak powody kryzysu w relacjach z UE.