Wszystko wskazuje na to, że stoimy przed prawdziwą katastrofą gospodarczą. Sytuacja jest poważna do tego stopnia, że nawet szef NBP, prof. Adam Glapiński zaczął mówić o tym, że inflacja wzrośnie. Mimo że do nie dawna, powtarzał tezy propagandy PiS, że „putinflacja” w istocie nie jest groźna.
– Niewątpliwie jesteśmy w trudnym momencie i blisko punktu zwrotnego. Musimy mieć pewność jako NBP i Rada Polityki Pieniężnej, że przy braku innych niespodziewanych czynników typu kolejna wojna, kryzys światowy, pandemia czy zbliżania się wojsk rosyjskich do naszych granic, inflacja nie będzie już rosła. Możemy się już znajdować w tym punkcie albo być blisko niego, ale wciąż nie mamy pewności – przekonuje Glapiński.
– W sierpniu inflacja może jeszcze nieznacznie wzrosnąć. Na początku przyszłego roku możemy mieć kolejny większy wzrost ze względu na ceny regulowane przede wszystkim energii elektrycznej, gazu czy ciepła. Po wakacjach inflacja powinna się jednak znaleźć w trendzie spadkowym. To zaś oznacza, że jako RPP musimy wybrać taki moment, kiedy zatrzymujemy cykl podwyżek stóp procentowych – dodaje szef NBP.
Skoro o rosnącej inflacji mówi Glapiński, to jest to jasny komunikat. Z gospodarką jest bardzo źle.