Politycy PiS głoszą wszem i wobec, że przekop przez Mierzeję Wiślaną jest wielkim sukcesem „patriotów”. I oczywiście dowodem na to, że Polska „wstała z kolan”.

Reklamy

Sęk w tym, że ta inwestycja jest pozbawiona jakiegokolwiek ekonomicznego sensu. I była przeprowadzona wyłącznie na zamówienie polityczne.

– Z punktu widzenia marketingu politycznego to inwestycja idealna. Zwolennicy partii rządzącej, zwłaszcza starszej daty, lubią takie wielkie budowy przypominające czasy Edwarda Gierka, kiedy obficie lał się beton, a kominy dymiły. Pokazujemy też gest Kozakiewicza znienawidzonym Rosjanom, bo „nie będziemy musieli już prosić ruskich, żebyśmy mogli przepływać na Bałtyk”. To wszystko integruje przed zbliżającymi się wyborami – zauważa na łamach „Rzeczpospolitej” Paweł Rożyński.

– Z punktu widzenia ekonomii to jednak inwestycja wielce problematyczna. Miało być 800 mln zł kosztów inwestycji, są 2 mld zł, a to dopiero początek, bo dojdą kolejne wydatki, jak pogłębienie drogi wodnej do Elbląga i tutejszego portu. Walczyć trzeba będzie cały czas z niszczycielską działalnością morza i ratować brzeg mierzei, utrzymywać kanał śluzy w ruchu. To studnia bez dna – dodaje Rożyński.

Jak zauważa publicysta „Rzeczpospolitej” przekop przez Mierzeję Wiślaną będzie wielkim rozczarowaniem. Tyle tylko, że stanie się tak dopiero po wyborach.

Poprzedni artykułMorawiecki spróbował zaatakować Tuska. I przekroczył granice absurdu
Następny artykułPolacy nie chcą już Kaczyńskiego. Ten sondaż nie pozostawia złudzeń