Katastrofalny bilans inflacji. A będzie jeszcze gorzej

Rządy PiS zmuszają Polaków do całkiem szybkiego poznania nowych pojęć ekonomicznych. Nowych, bo opisujących zjawiska, jakich nie doświadczaliśmy po roku 1989. Takich choćby jak „podatek inflacyjny”.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


W skrócie ujmując, „podatek inflacyjny” to kwota, o jaką zmniejszyły się nasze zasoby finansowe dzięki inflacji właśnie. Jak szacuje dwóch ekonomistów: Stanisław Kluza i Andrzej Sławiński wyniósł on w 2022 r. co najmniej… 150 mld złotych. Przy czym ma to być wartość najniższa. Dla porównania: w ubiegłym roku tytułem podatków fiskus zgarnął 454 mld zł.

– Przypomnijmy również rzecz oczywistą, że „podatek inflacyjny” zjada ludziom nie tylko pensje, ale też zmniejsza także całość aktywów, jakie mają w postaci gotówki i depozytów w bankach – piszą naukowcy na łamach „Rzeczpospolitej”.

Co gorsza zaś, to właśnie gotówka i depozyty bankowe stanowią 50 proc. wszystkich aktywów finansowych Polaków. Więc im ktoś jest mniej zamożny, tym odpowiednio więcej odprowadził „podatku inflacyjnego”.