W nie lada konsternację wprawił Mateusz Morawiecki premiera Mołdawii Dorina Receana. Odwiedzając Kiszyniów szef polskiego rządu zaatakował… Niemcy. Szybko się poprawił, ale niefortunne wrażenie pozostało.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
– Aby Europa była bezpieczna, musimy zapewnić, by Ukraina wygrała wojnę. My Polacy, podobnie jak mieszkańcy Mołdawii, doskonale rozumiemy, czym jest gorący oddech niemieckiego niedźwiedzia – wypalił polityk PiS. Czym wywołał zrozumiałe poruszenie wśród gospodarzy.
Najwyraźniej jednak Morawiecki przypomniał sobie, w jakim kraju się znajduje. I dalej (na szczęście!) obeszło się już bez wpadek.
– Moskwa straszy rząd w Kiszyniowie na najróżniejsze sposoby. Narusza mołdawską przestrzeń powietrzną i próbuje zastraszyć naród. My to w Polsce rozumiemy – przekonywał.
Możemy odetchnąć z ulgą, że już nic więcej o Niemczech nasz premier nie opowiadał.