Głos zabrał największy przegrany tych wyborów do Parlamentu Europejskiego czyli Jacek Kurski. Okazało się że niesławnego dawnego szefa TVP nie chce nawet najwierniejszy elektorat PiS.
– Jako członek sztabu PiS cieszę się, że Prawo i Sprawiedliwość poprawiło wynik w stosunku do wyborów parlamentarnych o prawie 1 p.p. uzyskując 36,16%. To ogromny sukces, zważywszy na postępy politycznego odwetu, gwałcenia prawa, w tym Konstytucji oraz domykania monopolu informacyjnego po siłowym przejęciu TVP przez Koalicję 13 grudnia – przekonuje Kurski w mediach społecznościowych.
– Z drugiej strony, praca w sztabie, dla kandydata spoza „jedynki”, mogła mieć swoją cenę – samemu bowiem nie udało mi się uzyskać mandatu. Miesięczna kampania, choć intensywna, okazała się zbyt krótka, aby przebić się do świadomości ludzi z moim powrotem do polityki po 10-letniej w niej absencji – dodał.
Po czym zapewnił, że „dalej będzie pracował dla Polski”. Prawdę mówiąc zabrzmiało to jak groźba.