Było sporo zamieszania, ale już wszystko wiemy. Z całą pewnością można powiedzieć, że następca Jarosława Kaczyńskiego na stanowisku Jarosława Kaczyńskiego będzie… Jarosłąw Kaczyński.
– Tak naprawdę jednak z sukcesją PiS jest jak z sukcesją w Waystar Royco, fikcyjnej firmie ze znakomitego serialu HBO. Tam też pretendentów do przejęcia władzy od seniora rodu, Logana Roya, było wielu, ale on sam w roli swojego następcy widział jedynie siebie. I to jest przypadek PiS – następcą Jarosława Kaczyńskiego może być tylko Jarosław Kaczyński – zauważa Artur Bartkiewicz na łamach „Rzeczpospolitej”.
– Po pierwsze sam prezes zdaje się być przekonany, że bez niego jego podopieczni okażą się bezradni jak dzieci we mgle. Posłuchajmy samego prezesa – chciał odejść w 2020, ale nastała pandemia, więc „nie chciał, ale musiał” pozostać przy władzy. Chciał odejść w 2025, ale władzę przejął Donald Tusk i teraz trzeba chronić ojczyznę przed nim. Można już dziś stawiać dolary przeciwko orzechom, że po upływie kolejnej kadencji Kaczyńskiego na stanowisku prezesa znów zdarzy się coś, co sprawi, iż – rad nie rad – będzie musiał rządzić dalej – dodaje dziennikarz.
Wszystko jest już jasne. Tylko jak głupio muszą się czuć ci wszyscy, którzy widzieli się już w roli następcy Jarosława Kaczyńskiego? Powiedzieć, że z nich zakpił to tak, jakby nic nie powiedzieć.