Czyżby bracia Karnowscy poczuli zimny dreszcz na plecach? Sądząc po najnowszym artykule w ich serwisie wPolityce, odnoszącym się do słów Donalda Tuska o rozliczeniach, można odnieść wrażenie, że nagle media sympatyzujące z obozem PiS-u poczuły się wyjątkowo nieswojo. Tusk mówi o „największym zakresie rozliczeń od kilkudziesięciu lat”, a panowie Karnowscy już zaczynają snuć teorie o „polskiej Norymberdze”. Strach ma wielkie oczy, prawda?
Artykuł to majstersztyk paniki. Gdzieś między wierszami czuć zapach strachu, bo oto pojawia się perspektywa, że ktoś zacznie rozliczać rząd PiS za lata ich władzy. Ale, oczywiście, bracia Karnowscy nie byliby sobą, gdyby nie próbowali tego obrócić w groteskę. Tusk – według nich – marzy o procesach norymberskich, a Bodnar szykuje Berezę Kartuską. Niby śmieszne, niby z przymrużeniem oka, ale pod tymi żartami ukrywa się poważny problem: co, jeśli Tusk naprawdę zacznie rozliczać? Co, jeśli te wszystkie nieprawidłowości i złodziejstwo ludzi Kaczyńskiego wyjdą na jaw?
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Zamiast jednak merytorycznie odnieść się do słów o naprawie państwa prawa i konsekwencjach rozliczeń, Karnowscy wybierają metodę klasyczną: ośmieszanie, dramatyzowanie i granie na emocjach. A przecież mowa o tym, by przywrócić funkcjonowanie sądów do stanu, w którym nikt nie będzie musiał martwić się, czy wyrok jest wynikiem sprawiedliwego procesu, czy politycznej kalkulacji. No, ale to najwyraźniej zbyt trudne do przełknięcia dla obozu, który przez lata korzystał z tego „szarego krajobrazu” prawnego, o którym wspomina Tusk.
W całej tej histerii wyczuwalna jest desperacja. Bracia Karnowscy najwyraźniej boją się, że Tusk nie żartuje, a rozliczenia mogą być realne. A co wtedy? Wtedy narracja o „heroicznej walce o praworządność” legnie w gruzach. Karnowscy widzą ten moment, w którym nikt nie będzie już pytał o teorie spiskowe o “neo-sędziach”, tylko o realne przestępstwa, nadużycia i łamanie prawa. I nagle te wszystkie procesy, które dziś wydają się tylko politycznym straszakiem, staną się brutalną rzeczywistością.
Cóż, Karnowscy mogą żartować o „procesach pokazowych”, ale prawda jest taka, że to oni sami powinni się bać, że w końcu ktoś pokaże, jak to naprawdę wyglądało za rządów PiS. I to, że będą musieli się tłumaczyć nie z teorii, ale z faktów. Jak to mówią, „na każdego przyjdzie czas” – a widać, że niektórzy ten czas już czują na karku.