Mariusz Błaszczak i nieudany polityczny „slalom gigant” w wPolsce.pl. Ale kompromitacja!

Mariusz Błaszczak, najgorszy ale na szczęście były minister obrony narodowej i jeden z filarów PiS, po raz kolejny zaszczycił widzów swoją obecnością w telewizji wPolsce.pl. Tym razem jednak nie zaskoczył przemyślaną narracją ani celnością argumentów, ale raczej serią niefortunnych wypowiedzi, które mogłyby zasługiwać na Oscara w kategorii “Polityczna kompromitacja roku”. Jego występ można by opisać jednym słowem: chaos. No, ale nie byłby to występ Błaszczaka, gdyby zabrakło szczypty absurdu.

Na początek były minister rzucił: „To jest republika bananowa, a nie demokracja”. Brzmi jak mocne otwarcie, prawda? Niestety, nikt do końca nie wiedział, o co mu chodzi. Czyżby Błaszczak właśnie przypadkiem zdemaskował system, którego od lat jest częścią? Republika bananowa? To przecież idealny opis sytuacji, w której decyzje rządu wydają się być równie dojrzałe, co niedojrzały banan. Czyżby to było krytyczne spojrzenie na własną politykę? Jak na PiS-owskiego propagandystę, było to całkiem odważne.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Następnie przyszła kolej na niezawodny frazes: „Rewolucja zjada swoje dzieci”. W tej chwili można było odnieść wrażenie, że Błaszczak próbuje wpleść odrobinę intelektualnej głębi do swojej wypowiedzi. Problem w tym, że ani kontekst, ani sens tych słów nie zostały nawet odrobinę rozwinięte. Kogo miał na myśli? Czy chodziło o wewnętrzne tarcia w PiS, gdzie jeden polityk pożera drugiego w nieustającej walce o stołki? A może to jedynie próba naśladowania bardziej złożonych myśli politycznych, które niestety w ustach byłego ministra zabrzmiały, delikatnie mówiąc, groteskowo?

Ostatecznym gwoździem do trumny tego słowotoku była wypowiedź: „Igrzyska będą trwały do czasu”. Jakie igrzyska? O co chodzi? W tym momencie widzowie mogli poczuć, że Błaszczak nałożył na siebie trzy różne przekazy PiS, zupełnie nie dbając o to, czy cokolwiek z tego trzyma się kupy. Pomieszanie z poplątaniem to mało powiedziane. Błaszczak brnął w niezrozumiałe porównania i frazy, które z pewnością brzmiały dumnie, ale nie niosły żadnej wartości merytorycznej.

Co jednak najciekawsze, wielu wyborców PiS oglądających tę telewizyjną sztukę absurdu prawdopodobnie i tak nie zrozumiało, że coś poszło nie tak. Dla nich ważne były kluczowe hasła, które padały jakby z automatu: „demokracja w rozsypce”, „rewolucja”, „igrzyska”. Tylko tyle wystarczy, by w PiS-owskiej bańce medialnej słowa te uznać za mistrzowską diagnozę rzeczywistości.