-
Kaczyński ponad prawem?
-
Skandaliczne milczenie rządu w sprawie pobicia przedsiębiorcy
Minęło już kilka dni, odkąd Jarosław Kaczyński pod pomnikiem smoleńskim zademonstrował swoją wyjątkową umiejętność „rozwiązywania” problemów, gdy w geście, który bardziej przystoi ulicznemu chuliganowi niż przywódcy partii rządzącej, miał rzekomo uderzyć przedsiębiorcę, który ośmielił się sprzeciwić jego wizji. Mimo tej jawnej napaści, żadnych zarzutów nie postawiono, a prokuratura zdaje się głęboko spać. To skandal i zarazem dowód na to, że Kaczyński żyje w bańce, gdzie prawo dotyczy tylko “zwykłych obywateli”, nie jego samego.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Gdyby to był przeciętny obywatel, historia potoczyłaby się zupełnie inaczej. Zamiast „rozmów” i „analiz”, policja natychmiast zajęłaby się sprawą, a zarzuty byłyby postawione niemal z automatu. Ale nie w przypadku Jarosława Kaczyńskiego. Jego pozycja w polskim życiu politycznym przypomina raczej monarchę absolutnego, niż polityka w demokratycznym kraju. A król – jak wiadomo – może więcej.
Prokuratura, która pod rządami Zbigniewa Ziobry zmieniła się w narzędzie polityczne, dzisiaj rządzona przez Adama Bodnara, nie wydaje się spieszyć z wyjaśnieniem sytuacji. Czyżby obawiała się reakcji “szefa wszystkich szefów”? A może to po prostu element większej strategii – zamiatania pod dywan niewygodnych incydentów, które mogą rzucić cień na “wielkiego przywódcę”? Milczenie jest tu głośniejsze niż jakiekolwiek tłumaczenia.
To, co najbardziej bulwersuje, to nie sam fakt pobicia – choć ten oczywiście jest nie do przyjęcia, bo Kaczyński okazał się bandytą. Skandalem jest brak jakichkolwiek konsekwencji dla prezesa PiS. W kraju, który ponoć opiera się na rządach prawa, człowiek na czele partii wyraźnie staje ponad tym prawem. Wygląda na to, że Jarosław Kaczyński mógłby z łatwością pobić pół kraju, a i tak nikt nie ośmieliłby się nawet mrugnąć okiem.
Milczenie w sprawie Kaczyńskiego to coś więcej niż tylko „błąd” prokuratury. To wyraz głęboko zakorzenionego strachu w instytucjach państwowych, które zamiast być niezależnymi strażnikami praworządności, stały się zakładnikami politycznymi. Czy naprawdę w Polsce rządzi ktoś, kto jest nietykalny? Wygląda na to, że wszyscy – od policji po prokuraturę – boją się postawić Kaczyńskiemu.
Skandaliczne jest, że mimo upływu czasu, nie tylko nie postawiono żadnych zarzutów, ale sprawa ta zaskakująco cicho znika z przestrzeni publicznej. A Kaczyński? Pewnie nawet o tym nie pamięta – dla niego to tylko kolejny dzień „rządzenia” Polską, w której nie obowiązują żadne zasady, kiedy w grę wchodzi jego autorytet.
Ten incydent pokazuje nam, w jak głębokim kryzysie jest polski wymiar sprawiedliwości. Kiedy prokuratura działa jak prywatny ochroniarz polityków, a nie instytucja stojąca na straży prawa, obywatele mogą jedynie bezradnie patrzeć, jak ich państwo staje się coraz bardziej karykaturą demokracji. Co więcej, wygląda na to, że jeśli Kaczyński ma ochotę – może wymierzać “sprawiedliwość” własnoręcznie.
Kiedy obywatele będą mogli liczyć na sprawiedliwość, jeśli najwyższe instancje władzy są jednocześnie największymi beneficjentami jej braku? To pytanie, które Polacy powinni zadać sobie przed każdymi wyborami. W międzyczasie Kaczyński będzie mógł bezkarnie kontynuować swoją „krucjatę” pod pomnikiem Smoleńskim, wiedząc, że nawet jeśli zdecyduje się na pobicie kolejnego oponenta, prokuratura nadal pozostanie niewzruszona.