Kiedy południowa Polska tonęła w wodzie, Andrzej Duda postanowił udowodnić, że empatia i obowiązek wobec obywateli to dla niego sprawy drugorzędne. W końcu, jakże mógłby sobie odmówić uroczystości prezydenckich dożynek w Warszawie? Przy muzyce, tańcach i suto zastawionych stołach, nasz “przywódca” celebrował, gdy tysiące ludzi walczyło o przetrwanie w domach zalanych wodą.
Wygląda na to, że dla Dudy problemy zwykłych obywateli to tylko odległe obrazy, które w telewizji da się przełączyć jednym naciśnięciem pilota. Kiedy woda zabierała ludziom domy, Duda chętnie obierał kukurydzę i śmiał się do zdjęć, jakby tragedia dotykała mieszkańców jakiegoś egzotycznego kraju, a nie jego własnej ojczyzny.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
To klasyczny przykład ucieczki od odpowiedzialności – mechanizm, który nasz prezydent opanował do perfekcji. Zamiast rzucić się do działania, zamiast zorganizować sztaby kryzysowe, on wybrał bardziej przyjemną alternatywę – zabawę i świętowanie. Można tylko zastanawiać się, czy przez chwilę choćby próbował wyobrazić sobie dramat tych ludzi, którym woda zniszczyła domy i zabrała dobytek życia. A może w ogóle nie przyszło mu to do głowy, bo w pałacu prezydenckim woda nie sięga?
To, co najbardziej uderza, to całkowity brak wrażliwości na sytuację. Prezydent Duda w swojej roli powinien być wzorem solidarności i wsparcia, jednak zamiast tego daje sygnał: „Radźcie sobie sami, ja mam swoje dożynki”. Przy okazji pokazał, że w hierarchii ważności zwykły obywatel jest daleko za dobrym samopoczuciem elity politycznej.
Duda zdaje się funkcjonować w osobnym świecie, w którym problemy rzeczywistości są dalekie i nieistotne. A jeśli do tego dołożyć jego wierną partię – PiS – i jej liderów, dla których ludzkie tragedie są po prostu politycznymi przystankami, sytuacja staje się jasna. Jak mawia stare powiedzenie: „Wesele władzy, płacz ludu”. Kaczyński z Ziobrą pewnie zacierają ręce, bo kiedy Andrzej Duda w świetle reflektorów i przy aplauzie tłumów zajadał się lokalnymi specjałami, można było z łatwością przeoczyć, że kraj tonie.
Prezydentura Dudy od dawna przypomina teatr. Kiedy trzeba zrobić coś konkretnego, on znika lub organizuje kolejne pseudoeventy. Powódź? To przecież idealna okazja, by znowu być wszędzie, tylko nie tam, gdzie faktycznie jest potrzebny. Gdy południowa Polska walczyła o przetrwanie, Andrzej Duda postawił na strategiczny relaks w stolicy – bo przecież na prezydenckich dożynkach nic złego się nie dzieje.
W końcu, woda spłynie, media o tragedii zapomną, a dożynki prezydenckie na zawsze pozostaną zapisane w kalendarzu, jako jedno z wielu “ważnych” wydarzeń, które skutecznie odciągały uwagę od tego, co naprawdę powinno obchodzić najwyższe władze w kraju.
Tak wygląda prawdziwe oblicze “prezydenta” – woda wzbiera, a on tańczy.