Andrzej Duda w desperacji: Groźby wobec rządu Donalda Tuska to zasłona dymna dla spotkania z putinowcami w Czechach

Andrzej Duda znów znalazł się na politycznych manowcach, a jego ostatnie groźby wobec rządu Donalda Tuska wydają się być niczym więcej niż desperacką próbą odwrócenia uwagi od jego kompromitującego wyjazdu do Czech, gdzie z ochotą spotkał się z prorosyjskimi „przyjaciółmi”. W obliczu rosnącej fali krytyki za swój udział w tej groteskowej eskapadzie, Duda najwyraźniej postanowił, że najlepszą obroną jest atak – i rzuca groźby, które, bądźmy szczerzy, brzmią jak ostatnie słowa polityka dryfującego na marginesie europejskiej sceny.

Prezydent, który w teorii powinien strzec polskiej racji stanu, w praktyce nie tylko ją zaniedbuje, ale też otwarcie naraża, spotykając się z sympatykami Putina. Oto człowiek, który po cichu legitymizuje przyjacielskie kontakty z tymi, którzy popierają politykę Kremla – a przecież Putin wciąż prowadzi brutalną wojnę w Ukrainie. Ale zamiast stanąć twarzą w twarz z krytyką, Duda ucieka w tanie zagrania polityczne, strasząc nowy rząd Tuska nic nieznaczącymi groźbami.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Duda w tej chwili przypomina raczej kapitana tonącego statku, który rzuca się po pokładzie, próbując zakrzyczeć nadciągającą katastrofę. A groźby wobec rządu Tuska? To tylko tandetne gesty, które mają na celu przykrycie faktu, że prezydent Polski spotyka się z ludźmi, których polityczne sympatie są, delikatnie mówiąc, podejrzane.

Prezydent, który powinien stać na straży interesów Polski i jej europejskich sojuszy, najwyraźniej zapomniał o tym drobnym obowiązku. Może w Czechach znalazł nowy krąg znajomych, którzy podzielają jego niewielką troskę o europejską solidarność? Może Duda już marzy o międzynarodowej karierze w gronie prorosyjskich przywódców, którzy, tak jak on, świetnie czują się na salonach, ale z realnymi problemami wolą nie mieć nic wspólnego?

Teraz, gdy rządy Tuska przynoszą nowe nadzieje na odbudowę kraju po latach chaosu, Duda staje się coraz bardziej zbędnym elementem sceny politycznej. Groźby? To jedynie ostatnia próba podkreślenia swojej obecności, która niestety coraz częściej staje się anachroniczna.

Andrzej Duda, spotykając się z prorosyjskimi sojusznikami, a następnie zasypując media groźbami wobec rządu, udowadnia jedno: prezydentura, która miała być dla Polski nadzieją, stała się symbolem desperacji i politycznej pustki.