Po tygodniach opowiadania, że PiS ma już kandydata w wyborach prezydenckich, gruchnęła wiadomość, że jednak nie. Że konieczne będzie przeprowadzenie partyjnych prawyborów. I w ten sposób ma zostać wybrany „szczęśliwiec”, który poniesie klęskę w przyszłym roku.
Tyle tylko że zapowiadane prawybory są nie tyle wynikiem wewnątrzpartyjnej demokracji, ile unikiem ze strony Jarosława Kaczyńskiego. Lider doskonale wie, że wybory prezydenckie zostaną przegrane. I już zaczyna dbać o to, by uniknąć odpowiedzialności.
– Zdaje się, że skoro polityków Suwerennej Polski nie ma w wymienianej czwórce, to znaczy, że Jarosław Kaczyński na tę kandydaturę się nie zgadza. I ja mu się nie dziwię, bo nie po to latami trzymał partię Ziobry z dala od PiS-u, by teraz wobec nich całkowicie kapitulować. I gdy w obliczu kryzysu zgodził się na ich przyłączenie, to nie znaczy, że będzie im chciał oddać szansę na prezydenturę – komentuje w rozmowie z Onetem politolog prof. Antoni Dudek.
No, ale żeby lider nie wierzył w zwycięstwo? Jeśli nie on, to kto?