Jarosław Kaczyński, człowiek, który od lat twierdzi, że walczy o „czystość polskiej polityki”, nie potrafi wygrać uczciwie ani wyborów parlamentarnych, ani prezydenckich. Potrzebuje brudnych metod, oszustw i manipulacji, by utrzymać się na powierzchni. Przykład? Włamanie Pegasusem na telefon Krzysztofa Brejzy. Dlaczego to zrobił? Bo prezes grał według zasady: jeśli nie możesz wygrać uczciwie, wygraj podstępem. Dla niego włamanie na telefon Brejzy to po prostu element strategii politycznej – zdobyć przewagę za wszelką cenę.
W 2019 roku, kiedy to Brejza pełnił kluczową rolę w kampanii opozycji, PiS użył Pegasusa, by podglądać, podsłuchiwać i ostatecznie wpływać na wynik wyborów. To nic innego jak polityczny szpieg na zlecenie – wszystko po to, by zdobyć przewagę, której Kaczyński sam nie potrafiłby uzyskać. Oczywiście, zgodnie z tradycją PiS, próbowali wszystko zamieść pod dywan, twierdząc, że „to wszystko dla dobra państwa”. A może raczej dla dobra Kaczyńskiego i jego chorej wizji autorytarnej Polski?
Teraz, gdy zbliżają się wybory prezydenckie, można spodziewać się, że stary lis znów uruchomi swoje brudne służby i oddziały dziennikarskie gotowe na każde zlecenie. PiS nie zna innej drogi. Kaczyński to człowiek wyspecjalizowaniu w sianiu dezinformacji, manipulacji i oszczerstw. A brudne metody to jego chleb powszedni – oczernianie, prowokacje i podsłuchy za czasów PiS były powszechne. Jednak tym razem, mimo że Kaczyński znów sięgnie po najgorsze metody, przegra. Bo nawet brudna gra ma swoje granice, a Polacy widzą coraz więcej.
Dla Kaczyńskiego polityka to brutalna gra, w której nie liczą się zasady, tylko wynik. Ale jego czas się kończy. Brudne metody, które tak kocha, przestaną działać. I kiedy opadnie kurz, Kaczyński zostanie z tym, na co zasłużył: nie z władzą, a z zarzutami i wyrokiem. Bo za manipulacje, szpiegowanie i niszczenie demokracji jest tylko jedna kara – długie lata za kratami.