Karol Nawrocki, znany przede wszystkim jako dyrektor Instytutu Pamięci Narodowej, zaprezentował wczoraj pokazowe mistrzostwo w kategorii „Jak nie odpowiadać na pytania i jednocześnie wyglądać na obrażonego”. Na konferencji prasowej, która miała być okazją do wyjaśnienia kontrowersyjnych decyzji IPN, Nawrocki uciekał przed dziennikarzami, gdzie pieprz rośnie, jakby pytania o transparentność były dla niego jak ogień dla wampira.
Nie odpowiedział na żadne pytanie. Zamiast tego, postanowił obrać dobrze znaną taktykę – krzyczeć na wszystkich. Wyglądało to trochę jak scena z groteskowego kabaretu: szef IPN, zamiast rzeczowo odpowiadać, groził palcem, pouczał dziennikarzy o ich braku kultury, a potem, jakby tego było mało, nakazał swojemu pomocnikowi Horale „zająć się nimi”.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
omocnik – z wyrazem twarzy godnym tajnej policji w starych filmach – ruszył do akcji. Wyłuskał tych bardziej dociekliwych dziennikarzy i delikatnie, acz stanowczo „sugerował”, żeby przestali pytać. Nie, to nie była próba wyjaśnienia czegokolwiek, a raczej scenariusz z gatunku taniego thrillera, w którym główny bohater, zamiast ratować sytuację, tylko pogrąża się w chaosie.
Obserwując ten spektakl, trudno nie zauważyć, że Karol Nawrocki przyjął taktykę „Najlepszą obroną jest atak”. Problem w tym, że jego atak to bardziej desperacki wybuch niż skuteczna strategia. Unikanie pytań i obrzucanie wszystkich pretensjami może działać w krótkiej perspektywie, ale w dłuższej tylko pogłębia wrażenie, że Nawrocki boi się trudnych pytań niczym uczniak bojący się surowego nauczyciela.
Żenada.