Jarosław Kaczyński, lider Prawa i Sprawiedliwości (PiS), po raz kolejny próbuje kreować się na strażnika polskiej demokracji, reagując na wyciek materiałów, które – jak sam przyznaje – „nie mają szczególnego znaczenia”, ale „powinny być strzeżone”.
W typowym dla siebie stylu, pełnym hipokryzji i manipulacji, Kaczyński grzmi o „brudnej kampanii” i „regresie demokracji”, zapowiadając zawiadomienie do prokuratury, zwołanie komisji ds. służb specjalnych i apel do OBWE. „To musi być zbadane” – deklaruje, jakby sam nie był architektem systemu, który przez lata niszczył praworządność i upolityczniał instytucje państwa. Jego słowa, przepełnione fałszywą troską, są żałosną próbą odwrócenia uwagi od własnych przewin.
Kaczyński, komentując wyciek materiałów, które według Krzysztofa Brejzy krążą w internecie, wyraża rzekome oburzenie: „Nie wiadomo na jakiej podstawie prawnej, nie wiadomo skąd” – mówi, sugerując, że to zagrożenie dla państwa. Jednak jego troska o przejrzystość jest czystą farsą. To przecież za rządów PiS, pod jego dyktando, służby specjalne – takie jak ABW – były wykorzystywane do inwigilacji opozycji, czego symbolem stał się skandal z Pegasusem. „Zapewniają, że to nie są materiały z procesów sprawdzeniowych związanych z działalnością ABW” – mówi Kaczyński, dodając: „Nie można mieć takiej 100 proc. pewności”. Ta niepewność, którą sam podkreśla, jest wygodnym wykrętem – człowiek, który przez lata kontrolował służby, teraz udaje, że nie wie, co się dzieje.
Najbardziej oburzające są słowa Kaczyńskiego o „procesie regresu polskiej demokracji” i „likwidacji praworządności”. To on, jako faktyczny przywódca Polski w latach 2015–2023, systematycznie niszczył niezależność sądownictwa, podporządkowując Trybunał Konstytucyjny i Sądy Najwyższe partyjnym interesom. To jego rządy wprowadziły chaos prawny, gdzie prawo było narzędziem władzy, a nie sprawiedliwości. „To podważenie samej zasady funkcjonowania prawa” – dodaje, nie zdając sobie sprawy, że te słowa są idealnym opisem jego własnych rządów. Tusk trafnie punktuje tę hipokryzję, pisząc: „O wszystkim wiedziałeś, Jarosławie. Cała odpowiedzialność za tę katastrofę spada na ciebie!”. Katastrofa, o której mówi Tusk, to nie tylko wycieki, ale moralny i polityczny upadek, za który Kaczyński ponosi pełną winę.
Zapowiedź Kaczyńskiego o zawiadomieniu OBWE i zwołaniu komisji ds. służb specjalnych to kolejny przejaw jego cynizmu. „Nie można tolerować brudnej kampanii” – grzmi, zapominając, że to PiS przez lata prowadziło kampanie oparte na kłamstwach, manipulacjach i szczuciu na przeciwników politycznych. Ataki na opozycję, media i mniejszości były chlebem powszednim jego rządów, a teraz, gdy sam jest krytykowany, nagle przypomina sobie o standardach demokratycznych. „Kaczyński mówi o brudzie, ale sam tapla się w bagnie” – mógłby powiedzieć Tusk, odnosząc się do skandali, takich jak „apartament miłości” w Muzeum II Wojny Światowej czy „związki z gangusami”. Te oskarżenia, choć wymagają dowodów, malują obraz lidera, który tolerował zepsucie w swoim obozie, byle tylko utrzymać władzę.
Kaczyński, kreując się na ofiarę, próbuje odwrócić narrację, ale jego słowa brzmią pusto wobec lat nadużyć. „Mamy do czynienia z czymś, co jest związane z funkcjonowaniem państwa” – mówi, nie dostrzegając, że to jego rządy uczyniły państwo narzędziem partyjnych interesów. Tusk, pisząc o „katastrofie”, ma na myśli nie tylko wycieki, ale cały system Kaczyńskiego – system, w którym prawo, sprawiedliwość i moralność zostały zdeptane. „O wszystkim wiedziałeś, Jarosławie” – te słowa premiera są jak wyrok na lidera PiS, którego dziedzictwem jest chaos i hańba.