Dlaczego trzeba iść na wybory prezydenckie?
Bo trzeba domknąć system. Bo jeśli wsadzimy do Pałacu człowieka z opozycji, to zamiast Polski – będziemy mieli cyrk. Cyrk na koszt podatnika, z prezydentem-klakierem, który będzie bronił układu, blokował reformy i wetował wszystko, co mogłoby dobrać się do tyłków jego kolegów z poprzedniej władzy. I to przez lata – pisze jeden z internautów.
To nie będą wybory między „sympatycznym panem” a „trochę mniej sympatycznym panem”. To wybór: albo Polska idzie do przodu, albo wracamy do starego chlewu, w którym świnie przy korycie kłócą się tylko o to, kto pierwszy.
Prezydent z opozycji to gwarant paraliżu. Każda ustawa – zawetowana. Każda próba rozliczenia złodziejstwa – zamieciona. Każda zmiana dla obywateli – utopiona w biadoleniu o „zagrożeniu demokracji”. Demokracji, którą sami wcześniej deptali butami, wsadzając ludzi do spółek jak do sejfów, wyprzedając państwowe interesy za bezcen i tuszując przekręty, aż śmierdziało na kilometr.
Taki prezydent nie będzie głową państwa. Będzie tarczą dla mafii, parasolem ochronnym dla aferzystów i jarmarcznym błaznem machającym konstytucją jak chorągiewką, gdy tylko trzeba zasłonić niewygodną prawdę. Będzie medialnym produktem, który ma jedno zadanie – hamować, sabotować i blokować. Dla dobra partii, nie kraju.
Dlatego właśnie trzeba iść na wybory. Bo stawką nie są tylko jakieś prezydenckie weta i podpisy. Stawką jest to, czy Polska w końcu zacznie być normalnym państwem – uczciwym, sprawiedliwym, rozliczającym przeszłość – czy znów będziemy krajem, w którym aferzyści mają immunitet, a zwykły obywatel dostaje po łapach.
Chcesz zmiany? Idź głosować. Chcesz rozliczenia? Idź głosować. Chcesz państwa, które działa, a nie tylko gada? To naprawdę nie ma o czym dyskutować.
Bo jeśli zrezygnujesz, ktoś inny zagłosuje za Ciebie. I może wybrać prezydenta, który na słowo „afera” odwraca wzrok, a na hasło „naprawa państwa” dostaje wysypki.
Dlaczego musisz iść na wybory prezydenckie? Bo stawką nie jest sympatyczny uśmiech z bilbordu, tylko to, czy Polska ruszy z miejsca, czy utknie na dobre.
Prezydent z opozycji to nie „kontrola” – to sabotaż. To blokada wszystkiego, co dziś może naprawić kraj po latach przekrętów, złodziejstwa i bezkarności. To gwarancja, że żadna ustawa nie przejdzie, że każde rozliczenie zostanie storpedowane, że ludzie odpowiedzialni za wyprowadzanie milionów dalej będą się śmiać w twarz obywatelom.
To nie jest wybór między „dwoma opcjami politycznymi”. To wybór między sprzątaniem po burdelu a pozwoleniem, by burdelarze wrócili i znów rozstawiali fotele.
I nie wystarczy, że TY pójdziesz głosować. Teraz trzeba działać szerzej. Trzeba rozmawiać. Uświadamiać. Wyciągać ludzi z ich wygodnych kokonów obojętności.
Masz w rodzinie kogoś, kto mówi: „a po co głosować, i tak nic się nie zmieni”? Pogadaj z nim.
Masz znajomych, którzy „nie mają zdania”, ale godzinami scrollują TikToka? Zatrzymaj się. Zrób z tego temat.
Bo jeśli my nie przekonamy niezdecydowanych, zrobi to za nas propaganda, fake newsy i bełkot o „prezydencie niezależnym od wszystkich”, który – jak zwykle – okaże się zależny od układów i interesów dawnych kumpli.
Internet to nie wszystko. Post na X nie zmienia rzeczywistości. Głos tak. I rozmowa z człowiekiem, który nie wie, nie rozumie, nie czuje – może być właśnie tym, co przechyli szalę.
To ostatnia prosta. Albo bierzemy sprawy w swoje ręce, albo patrzymy, jak wracają ci, którzy już raz prawie zdemontowali państwo. I będą chcieli dokończyć robotę.
źródło: X.com