W wielką pompą pokazano dziś dwa auta określone marką Izera. To ma być wspólna nazwa dla polskich samochodów elektrycznych, które od początku rządów PiS są oczkiem w głowie władzy.
Przygotowanie dwóch imitacji pojazdów kosztowało – bagatela – 30 mln zł.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
– Dziennikarzom pokazano dziś tylko koncept. Nic więcej. On nawet nie jeździ. Zamiast wtyczki do prądu ma atrapę. Przyciski są tylko po to, by badać ergonomię zanim powstanie jeżdżący prototyp. A ten powstać ma dopiero za dwa lata. Potem – w 2023 roku auto ma trafić już do produkcji – pisał Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu brd24.pl.
Przyznacie Państwo: 30 mln złotych za dwa kartonowe modele na kółkach, to imponujący wynik, nawet jak na standardy utracjuszy z PiS.
Jak bardzo ryzykowny jest projekt #Izera najlepiej świadczy fakt, że na prezentację prototypu nie przyszedł ogrzać się nikt z polityków. I nie mówię tu o premierze, ale nawet żadnego ministra nie było, ani wiceministra, ani posła…
— Łukasz Zboralski (@_zboral) July 28, 2020