Gdyby problem inflacji nie dotykał nas tak bardzo, to bezradność rządzących wobec coraz słabszej złotówki byłaby nawet zabawna.
Przez wiele miesięcy czołowi politycy Zjednoczonej Prawicy opowiadali, że inflacja nie jest istotnym problemem. Że wynika z faktu, iż po prostu Polacy coraz więcej zarabiają. Kiedy zaś nie udało się ukrywać jej wysokości, zaczęto opowiadać, że „u innych też inflacja”. Zupełnie jakby mogło to w czymkolwiek pomóc.
Jednak najbardziej kuriozalna w tej materii wypowiedź należy bezsprzecznie do ministra finansów, Tadeusza Kościńskiego. A trzeba przyznać, że konkurencja jest tu niezwykle silna. Politycy PiS prześcigają się wręcz w głoszeniu niedorzeczności wymieszanych z partyjną propagandą.
– Szczyt inflacji nastąpi w styczniu, lutym, potem będzie powoli schodzić – stwierdził Kościński w rozmowie z PAP. Przyznał jednak, że… to wcale nie jest jednak takie pewne.
– Jak będzie jakiś inny czynnik, bo nie wiemy co się stanie na świecie czy w Polsce, jak będzie paliwo do inflacji dolewane, to mamy otwartą możliwość – dodał nonszalancko, mimochodem dając do zrozumienia, że w istocie nie ma pojęcia czy i kiedy inflacja w Polsce wyhamuje.
Naprawdę, jesteśmy zdani sami na siebie. Na rząd nie ma co liczyć.