Kto się boi Romana Giertycha? Senator Giertych, to koszmar Ziobry i Kaczyńskiego

 

Kaczyński i Ziobro nie chcą, aby Roman Giertych wrócił do polityki jako senator. 

 

„ A tak serio, to przez ostatnie lata najcelniej trafiał w słabe punkty obozu władzy i jej lidera. Prawdziwy bat na faryzeuszy. Mieliby z nim urwanie głowy. Szczególnie na Żoliborzu. Dużo nas różni, ale ten pomysł popieram” – tak 2 sierpnia 2019 r. Donald Tusk napisał na Twitterze wspierając pomysł Radosława Sikorskiego, aby mecenas Roman Giertych wystartował w wyborach do Senatu.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Giertych wówczas się nie zdecydował na start. Zrobił to teraz. Oprócz głosów poparcia (tzw. Pakt Senacki zapowiedział, że nie wystawi przeciwko Giertychowi kandydata w okręgu pod Poznaniem), nastąpiły też ataki i krytyka Giertycha.

Trzeba sprawę uczciwie postawić. To, że w ogóle mamy wybory, które opozycja może wygrać i odsunąć PiS od władzy to właśnie zasługa Giertycha. Zapłacił on za to (i jego rodzina) bardzo wysoką cenę – w postaci nagonki i prześladowania przez służby i prokuraturę PiS.

Jedną z najczęściej udzielanych odpowiedzi na pytanie, dlaczego opozycja ma szanse wygrać wybory,  jest to, że do polskiej polityki wrócił Donald Tusk. I taka jest prawda. Jednak najważniejszą i oczywistą przyczyną jest to, że wybory parlamentarne po prostu się odbędą. Kaczyński nie ma bowiem możliwości, by tak zmienić konstytucję, aby odsunąć je w czasie.

Ktoś może powiedzieć, że takie stwierdzenie trąci banałem. Chciałbym jednak przypomnieć, że roku 2019 Kaczyński, niesiony wiatrem popularności programu 500 Plus, szedł pełną parą po większość konstytucyjną. Zwłaszcza że gospodarka, odziedziczona po władzy Platformy Obywatelskiej, była  jeszcze w doskonałym stanie. W styczniu tego roku sondaże PiS sięgnęły poziomu 45-47 proc., które miały przed wybuchem pierwszej poważnej afery Zjednoczonej Prawicy, związanej z Komisją Nadzoru Finansowego (KNF). Wtedy skandal „uspokojono” dwumiesięcznym pobytem w areszcie ówczesnego szefa Komisji Marka Ch. Miał on złożyć propozycję korupcyjną znanemu biznesmenowi Leszkowi Czarneckiemu, został jednak nagrany. Zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie skierował właśnie Roman Giertych.

Wszystko układało się więc po myśli Jarosława Kaczyńskiego, aż do momentu, gdy „Gazeta Wyborcza” ujawniła kolejną aferę. Tym razem nie dało się jej “przykryć” dwumiesięcznym aresztem dla przypadkowego „słupa”. Sprawa była bowiem o wiele bardziej poważna. Znany przedsiębiorca Gerald Birgfellner, za pośrednictwem mecenasa Romana Giertycha (któremu pomagał mecenas Jacek Dubois) złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia oszustwa przez… samego Kaczyńskiego. Kłopoty z prawem dotknęły więc bezpośrednio szefa PiS. Skandal był tym bardziej głośny, że prywatnie Birgfellner był mężem córki kuzyna Kaczyńskiego.

Zawiadomienie poparte zostało nagraniami, na których lider PiS wykłócał się z Birgfellnerem o zapłatę za prace związane z zaprojektowaniem dwóch wieżowców, które miały powstać na działce należącej do spółki Srebrna.  Wynikało z nich wprost, że Kaczyński w rzeczywistości kontroluje spółkę Srebrna, do której należy działka warta wiele milionów euro. Twarde negocjacje z kuzynem o grube miliony całkowicie przekreślały  budowany skutecznie przez lata wizerunek Kaczyńskiego, jako uczciwego safanduły pracującego tylko dla Polski.

Nie to było jednak największym zmartwieniem Kaczyńskiego. Udostępnione materiały rozpoczęły bowiem ciąg przesłuchań Birgfellnera, które trwały aż do czerwca. W ich trakcie przedsiębiorca oskarżył lidera Zjednoczonej Prawicy o przyjęcie koperty z 50 tysiącami złotych. Pieniądze miały być przeznaczone na przekupienie księdza zasiadającego w radzie fundacji, która z kolei jest formalnym właścicielem spółki Srebrna. W ten sposób chciano przekonać duchownego, aby głosował za projektem “II wież”. Kaczyński poczuł się tak zagrożony tą sprawą, że przyjechał do Ministerstwa Sprawiedliwości, aby naradzić się ze Zbigniewem Ziobrą.

Afera zajmowała uwagę mediów przez wiele miesięcy. Pogrzebała także szanse PiS na zdobycie większości konstytucyjnej w wyborach w 2019 r. Po prostu w takiej atmosferze niemożliwe było wygenerowanie co najmniej 50-procentowego poparcia dla rządu, które przy wsparciu Kukiza pozwalałoby przegłosować zmiany w konstytucji.

Giertych za ujawnienie tych dwóch afer zapłacił ogromną cenę. Dwa dni po złożeniu zawiadomienia dotyczącego Kaczyńskiego, ruszyła wymierzona w prawnika dęta „sprawa Polnordu”. Rządzący początkowo skierowali ją do Wrocławia. Tam jednak prokuratorzy odmówili udziału w intrydze wymierzonej w mecenasa związanego z opozycją. Dopiero przeniesienie akt do Poznania spowodowało próbę zatrzymania Giertycha, szykany, jakimi były w istocie przeszukania jego biura i domu, wreszcie późniejsze nieudolne próby aresztowania.

Najlepiej rolę odegraną przez Giertycha podsumował Donald Tusk, który w sierpniu 2019 poparł propozycję Radosława Sikorskiego, by prawnik startował w wyborach do Senatu z Żoliborza. „A tak serio, to przez ostatnie lata najcelniej trafiał w słabe punkty obozu władzy i jego lidera. Prawdziwy bat na faryzeuszy. Mieliby z nim urwanie głowy. Szczególnie na Żoliborzu. Dużo nas różni, ale ten pomysł popieram” – pisał były premier.  Niestety, mecenas nie zdecydował się wtedy na start.

W wyniku tych dwóch afer, o których przecież nie wiedzielibyśmy bez udziału Giertycha, PiS bezpowrotnie stracił szansę na zdobycie większości konstytucyjnej. I właśnie ten brak domknięcia autokratycznego systemu powoduje, że zbliżające się wybory wygra najprawdopodobniej opozycja.

Nie chodzi jednak tylko o wdzięczność dla Giertycha. Mecenas Roman Giertych jako senator, to gwarancja, że przywracanie praworządności i likwidacja “min”, które PiS zostawił w polskim systemie prawnym będzie szybkie i sprawne.

Nie wiem którzy z przeciwników Giertycha są inspirowani przez PiS, ale wiem na pewno, że każdy atak na Romana Giertycha cieszy Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro. Bo to właśnie jego wiedzy i umiejętności, a także determinacji się boją.

Jan Piński,

Redaktor Naczelny Wiesci24.pl