Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku czekają nas najtrudniejsze wybory parlamentarne po 1989 r. Prawo i Sprawiedliwość spróbuje bowiem je nie tyle może sfałszować, ile nam „ukraść”.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Przy wszystkich swoich paskudnych możliwościach, partia Kaczyńskiego jest po prostu zbyt słaba, by ordynarnie sfałszować wybory. Ale czymś innym zupełnie jest wpłynięcie na ich wynik dzięki np. nowelizacji kodeksu wyborczego.
– To, że na dziesięć miesięcy przed elekcją parlamentarną partia rządząca postanowiła pomajstrować przy kodeksie wyborczym, pokazuje, jak bardzo boi się noty, jaką mogą jej wystawić jesienią przyszłego roku wyborcy. A że trudno jej o projekty poprawiające sytuację ogółu społeczeństwa, robi wszystko, by przynajmniej nie zmarnował się żaden potencjalny głos wśród jej najtwardszego elektoratu – zauważa Michał Szułdrzyński na łamach „Rzeczpospolitej”.
Słowem PiS robi wszystko, by drobnymi (albo i całkiem sporymi) zmianami w ordynacji, po prostu „ukraść” nam wybory. Tak by ich wynik był po myśli partii rządzącej, a nie obywateli.