Ujawniamy! Ciemna strona sędziego Ziobry. Gdzie wyparowało 30 mln złotych?

Sędzia Ziobry, znajomy syndyk i wyłudzenia.

Adam Tomczyński sędzia Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego przed laty pracował przy upadłości Przedsiębiorstwa Napraw Infrastruktury. Syndykiem spółki był wówczas Tomasz S. Jak wynika z ustaleń CBA ze spółki wyprowadzono wówczas 30 mln zł. Przedsiębiorstwo Napraw Infrastruktury było spółką zależną od PKP PLK. Zajmowało się naprawą i budową trakcji kolejowych.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


W 2011 roku dobrze prosperującą firmę, za 225 mln zł kupił Budimex. Wtedy też zaczęły się dla PNI kłopoty. Kiedy spółka była zależna od PKP PLK dostawała od polskich kolei zlecenia bez przetargu. Wszystko zmieniło się po jej sprzedaży Budimexowi. PKP PLK kazało PNI startować w przetargach. Intratne kontrakty zaczęły więc przepadać. Spółka zaczęła tracić i wpadła w kłopoty.

W sierpniu 2012 roku warszawski sąd ogłosił upadłość układową spółki z zachowaniem jej dotychczasowego zarządu. Oznaczało to tyle, że do PNI wprowadzono jedynie nadzorcę sądowego, który miał patrzeć zarządowi na ręce. W październiku 2012 roku w spółce pojawił się Tomasz S., wtedy znany warszawski syndyk, który w PNI został zastępcą nadzorcy sądowego ds. kontrahentów. Ale praca obu wysłanników sądu na nic się nie przydała. Spółka nie była w stanie wyjść na prostą. Ostatecznie 30 listopada 2012 roku sąd wprowadził do spółki zarządcę masy upadłościowej. Został nim nie kto inny, jak Tomasz S. Wtedy w PNI zaczynają się dziać rzeczy przedziwne. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobił Tomasz S., było podpisanie umowy z firmą Olympus z Warszawy. Udziałowcem spółki był ojciec Tomasza S., emerytowany instruktor jazdy. W Olympusie pracowała też mama syndyka – emerytka, również była instruktor nauki jazdy. – Spółka ta zajmowała się sprawozdaniami i dokumentacją – wyjaśniał później w prokuraturze Tomasz S.

W listopadzie 2012 roku w Przedsiębiorstwie Napraw Infrastruktury pojawia się też Adam Tomczyński, wtedy radca prawny spod warszawskich Marek, dziś sędzia Izby Dyscyplinarnej Sąd Najwyższego. Co robił dla PNI? Oto nasze ustalenia. 2 listopada 2012 roku Kancelaria Prawna IUS Adama Tomczyńskiego podpisała umowę z PNI na „kompleksową obsługę prawną”.

Umowa została zawarta do czerwca 2013 roku. Zgodnie z nią Tomczyński miał otrzymać 48 tys. zł za pracę w listopadzie i grudniu 2012 roku. Od stycznia do czerwca 2013 roku za te same usługi radca miał dostać 73 tys. zł miesięcznie. Ze strony PNI umowę podpisał Tomasz S. Problem w tym, że 2 listopada 2012 roku nie mógł tego zrobić, bo nie był zarządcą masy upadłościowej. Został nim dopiero 30 listopada. Jakim cudem podpisał umowę mimo że nie miał do tego upoważnienia? Nie wiadomo.

Wiadomo za to, że 3 grudnia Tomasz S., już jako wyznaczony przez sąd syndyk Przedsiębiorstwa Napraw Infrastruktury udzielił Adamowi Tomczyńskiemu szerokiego pełnomocnictwa. Zgodne z nim radca prawny miał prawo do „dokonywania wszelkich czynności sądowych i pozasądowych związanych z reprezentowaniem i prowadzeniem spraw spółki PNI Sp. z o.o. w upadłości układowej w zakresie przewidzianym dla członków zarządu”. Tomczyński, jak wynika z dokumentu, mógł samodzielnie, bez konsultacji z syndykiem, reprezentować spółkę „przed bankami i instytucjami finansowymi osobami fizycznymi i prawnymi.”

Innymi słowy, Tomczyński stał się nieformalnym zastępcą syndyka. Idylla nie trwała jednak długo. 13 marca 2013 roku Tomczyński wypowiedział pełnomocnictwo i „zrezygnował ze wszelkich uprawnień zarządczych”. Mimo to Tomasz S. nie zerwał z nim umowy i nadal z kont PNI płacił mu ustalone wcześniej pieniądze. Za co? Jak wynika z dokumentów kierowanych do sędziego komisarza nadzorującego upadłość PNI, Tomczyński miał dostawać pieniądze „z tytułu kwot wynegocjowanych od spółki Trakcja”. Przedsiębiorstwo Napraw Infrastruktury domagało się od tej firmy zapłaty za wykonane prace.

W sumie chodziło o ponad 12 mln zł. Problem w tym, że nie ma śladu, który wskazywałby na pracę Tomczyńskiego przy negocjacjach z Tracją. Mało tego. Jak wynika z dokumentów PNI negocjacje takie prowadził adwokat Piotr Strupczewski i to on ostatecznie podpisał ugodę między dwiema spółkami, dzięki której PNI dostało ponad 12 mln zł. Na tym jednak nie koniec. Jak się później okazało, w czasie kiedy Tomczyński pracował z Tomaszem S. z PNI zniknęły miliony złotych. Prokuratura na tropie przekrętu Jeszcze w 2013 roku sprawą działalności Tomasza S. zainteresowało się Centralne Biuro Śledcze i Prokuratura Okręgowa Warszawa – Praga.

W tej drugiej, do prowadzenia sprawy powołano specjalny zespół złożony z trzech doświadczonych prokuratorów. Przez trzy lata CBA i prokuratorzy analizowali upadłości w których pojawiał się Tomasz S. Ustalili, że pieniądze były wyprowadzane w dość prostacki sposób. Jak wynika z akt sprawy, mechanizm był dość prosty. Syndyk wyprowadzał pieniądze przez podstawione spółki, które wystawiały faktury za rzekomo wykonane usługi na rzecz PNI.

W rzeczywistości firmy nic nie robiły. Następnie, podstawione przez Tomasza S. osoby wypłacały pieniądze z kont swoich firm i wręczały je syndykowi. Jednym ze współpracujących z Tomaszem S. przy wyprowadzaniu pieniędzy z PNI był Michał W., który przedstawiał się jako radca prawny. W rzeczywistości był karany za handel bronią, wręczenie łapówki i bójkę z taksówkarzem. Michał W. miał zarejestrowane trzy spółki A., B. i G. oraz własną kancelarię. Wszystkie wystawiały faktury na rzecz PNI. – „Żaden z tych podmiotów faktycznie nie wykonywał żadnych usług na rzecz PNI. Wszystko było fikcją, wszystkie faktury VAT były za przeproszeniem lipą, nie były zgłaszane do urzędu skarbowego, tak samo wszystkie protokoły odbioru wykonanych prac były tylko pozorne” – wyjaśnił później w prokuraturze Michał W. Przestępca opisał śledczym, jak wyglądał cały proceder wyprowadzania pieniędzy. – „Sekretarka pana Tomasza S. przychodziła do mnie z karteczką, na jaką kwotę miały być wystawione faktury. Ona zajmowała się ode mnie odbieraniem faktur i przekazywaniem informacji o tytule faktur i na jaką firmę mają być wystawione” – wyjaśniał w prokuraturze Michał W. Były handlarz bronią otrzymane pieniądze wypłacał i przekazywał Tomaszowi S. Gdzie? – „Zazwyczaj jeszcze tego samego dnia, gdy wypłaciłem pieniądze, przed godziną 15, dostarczałem wypłacone kwoty pieniędzy Tomaszowi S. do jego gabinetu” – mówił śledczym Michał W.

Bywało też tak, że syndyk spotykał się z byłym handlarzem bronią na podziemnym parkingu przy ul. Chłodnej, niemal w centrum Warszawy. Tam, jak twierdzi Michał W., syndyk miał mu przekazać 1,3 mln zł w gotówce. – „Te pieniądze pochodziły z PNI z jakichś wcześniejszych wypłat dokonywanych przy wykorzystaniu innych podstawionych firm – tak mi to przedstawiał Tomasz S.” – mówił śledczym Michał W.

Jak wynika z wyjaśnień byłego handlarza bronią, syndyk za wyprowadzone pieniądze miał sobie kupić m.in. dwa jachty i dom w Zakopanem. Część gotówki posłużyła też do zakupu kompleksu hotelowego w Warszawie, którego upadłość prowadził Tomasz S. W skrócie. Za pieniądze z PNI, poprzez podstawione spółki, syndyk kupił sam od siebie firmę, której upadłość prowadził. Ma już w tej sprawie postawione zarzuty. Wróćmy jednak do PNI. Kidy warszawskie śledztwo nabierało rozpędu zostało nagle zatrzymane przez decyzję Prokuratury Generalnej.

W 2016 roku rozwiązano specjalny zespół prokuratorski, a śledztwo przeniesiono do Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu.

Tam powierzono je prokuratorowi, który w swojej karierze nie zajmował się tak skomplikowanymi sprawami gospodarczymi. W czerwcu 2018 roku CBA, na polecenie prokuratury we Wrocławiu, zatrzymało syndyka Tomasza S. Postawiono mu zarzuty wyrządzenia szkody wielkich rozmiarów. W śledztwie podejrzanych jest jeszcze 11 innych osób. Jak wynika z informacji przekazanej przez prokuraturę, grupa, którą kierował Tomasz S., miała narazić PNI na stratę prawie 40 mln zł. – Prokuratorzy ustalili, że zorganizowana grupa przestępcza działała w okresie od 2012 do 2015 roku na terenie Warszawy – informuje Prokuratura Krajowa.

W aktach sprawy znajdują się też informacje dotyczące działalności Adama Tomczyńskiego, który współpracował z Tomaszem S. w czasie, kiedy z PNI były wyprowadzane pieniądze. Ale Tomczyński nie został w śledztwie nawet przesłuchany. Wątek udziału radcy został pominięty zarówno przez CBA, jak i prokuraturę.

A Tomczyński po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych w 2015 roku szybko stał się ulubieńcem prorządowych mediów. Zaczął pojawiać się w TVP Info, TV Republika i Polskim Radio. Udzielał wywiadów dla wPolityce czy Niezależnej. Tomczyński w swoich wystąpieniach medialnych chwalił PiS i Zbigniewa Ziobrę. Najczęściej zapraszany był do prorządowych mediów, by krytykować Sąd Najwyższy.

Jesienią 2018 roku, z nominacji Zbigniewa Ziobry, Tomczyński zasiadł w Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Z radcy prawnego stał się recenzentem pracy innych sędziów.

Przeciwko jego nominacji apelowała do prezydenta Andrzeja Dudy Platforma Obywatelska. Andrzej Halicki mówił wprost, że Tomczyński jest “zamieszany w wiele, można powiedzieć, afer”. – Bo przekształcenia własnościowe, które polegają na tym, że mamy do czynienia z upadłościami, a później następują przekształcenia własnościowe, na których ktoś korzysta, trudno uznać za sprawiedliwe i transparentne – mówił.

Mimo apeli opozycji prezydent podpisał nominację Tomczyńskiego.

Nie otrzymaliśmy odpowiedzi na wysłane pytania.

Źródło: Wieści 24