Niekompetentni i nieskuteczni.
Komentując wczoraj na konferencji prasowej wprowadzenie prawie pełnego zamknięcia gospodarki, minister zdrowia Adam Niedzielski, nie wykluczył dalszych restrykcji.
„W tej chwili najważniejszym parametrem jest dynamika wzrostu zachorowań. Już nawet nie patrzymy na liczby bezwzględne (…) tylko patrzymy, co dzieje się z dynamiką zachorowań. Ta dynamika cały czas utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie, średnio w ciągu tygodnia jest to powyżej 25 proc., co oznacza, że co tydzień mamy przyrost o jedną czwartą przypadków” – odpowiadał Niedzielski na pytania dziennikarzy o koniec lockdownu.
„Dopóki ta dynamika nie spadnie do poziomu zerowego, czyli nie dojdziemy do apogeum, nie ma w ogóle dyskusji o luzowaniu obostrzeń” – twierdził Niedzielski.
„Mamy sąsiedztwo Czech, Słowacji, w których sytuacja epidemiczna wyglądała szczególnie kilka tygodni temu jeszcze gorzej, w tej chwili w Czechach ta sytuacja się stabilizuje” – mówił Niedzielski.
„Proszę również wziąć pod uwagę, że to jest region o bardzo dużej gęstości zaludnienia, bardzo dużej aglomeryzacji, więc to też są na pewno warunki, które sprzyjają transmisji wirusa” – twierdził Niedzielski.
Problem w tym, że z badań nad lockdownami wynika, że wcale nie zapobiegają one rozprzestrzenianiu się wirusa. Jest dokładnie na odwrót. Im więcej restrykcji, tym większy impuls dla koronawirusa.
Ludzie bowiem nie są w stanie przestrzegać obostrzeń i spotykają sie po domach lub prywatnych miejscach.