Katastrofa PiS. Odra pokazała, że „król jest nagi”

Niewyobrażalna katastrofa ekologiczna, do jakiej doszło na Odrze pokazała z całą wyrazistością, miałkość Prawa i Sprawiedliwości. Zamiast zająć się realnym problemem, politycy Zjednoczonej Prawicy zajęli się personalnymi wojenkami.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


– Dla Mateusza Morawieckiego katastrofa ekologiczna to widocznie dobra okazja do partyjnych przepychanek. Strategia premiera jest niezmienna: przeczekać kryzys, niech dowody się rozmyją, wyciąć wewnątrzpartyjną konkurencję i pozorować działania, nie odpowiadając na trudne pytania dziennikarzy – zauważył Jacek Nizinkiewicz na łamach „Rzeczpospolitej”.

Morawiecki wykorzystując katastrofę chce osłabić Zbigniewa Ziobrę. Stąd dobiegające ze strony polityków bliskich szefowi rządu głosy domagając się odwołania Jacka Ozdoby, wiceministra środowiska i klimatu. Kojarzonego z Solidarną Polską.

Z kolei Jarosław Kaczyński pokazał, że tak naprawdę nie interesuje go ani katastrofa na Odrze, ani emocje Polaków.

– Podczas trwającego wiele dni kryzysu ekologicznego, którym żyje cała Polska, Jarosław Kaczyński raz zabrał głos. Oświadczenie prezesa PiS, który jeszcze niedawno w randze wicepremiera był koordynatorem ds. bezpieczeństwa nie dotyczyło ani Odry, ani inflacji, problemów z kupnem węgla przez Polaków, malejącym PKB czy wojny. Zabrał głos w temacie wyborów w Rudzie Śląskiej i mówił o poparciu dla Marka Wesołego – pisze dziennikarz.

– Dla 75-sekundowego oświadczenia prezesa Kaczyńskiego policja zamknęła odcinek ulicy Nowogrodzkiej, przy której mieści się siedziba PiS – dodaje Nizinkiewicz.

PiS musi odejść nie tylko dlatego, że rządzi źle. Zjednoczona Prawica powinna stracić władzę przede wszystkim dlatego, że całkowicie i ostentacyjnie lekceważy potrzeby Polaków. Żadna inna partia po 1989 r. nie była aż tak bardzo oderwana od rzeczywistości, jak dziś Kaczyński i jego towarzysze z Nowogrodzkiej.